Kasper Bekesz (węg. Gáspár Békés de Kornyát oraz Kornyáti Bekes Gáspár, ur. 1520, zm. 7 listopada 1579 w Grodnie) – magnat węgierski, hrabia na Fogaraszu, pretendent do tronu w Siedmiogrodzie, podskarbi księcia Jana Zygmunta, dowódca węgierski w służbie Rzeczypospolitej.
Węzły z Węgrami były ścisłe. Jeszcze panowali Jagiellonowie w Budzie, a żenił się Zygmunt z Barbarą Zapolyanką, nad której przedwczesną stratą i król, i naród bolał. Łączyła oba narody spólna służba wojskowa: służyli Polacy u Węgrów — taki Adam Czahrowski z drobiazgu, co się nawet w literaturze zbiorem niewybrednych wierszy zapisał (ułożył nawet dwuwiersz węgierski); przychodziło także do sporów, np. Węgier zarzucał Polkom, że są wszystkie nierządnice, na co Sienieński odparł: „nasze nierządnice rodzą cnotliwych synów; wasze cnotliwe Węgierki samych łotrów”. O Wągrach w służbie polskiej jeszcze więcej słychać, por. pamięć arianina Bekiesza w Wilnie, górę i wierszem, niby spowiedzią jego, uwieczniono. Ale i bez służby bawili Węgrzy w Polsce; pierwszy poeta węgierski, Walenty Balassi (1551—1594), dzielny żołnierz (Zamoyski wzywał go do zorganizowania hufca węgierskiego przeciw Turkom), przebywał wiele w Polsce, a w zbiorze jego wierszów (wydanych z jedynego odpisu w r. 1879) znachodzimy melodie polskie. I tak: nr 15, Do pszczół (z prośbą, by nie siadały na ustach kochanki) ma się śpiewać na polską nutę Byś ty wiedziała; na tę samą nutę i nr 22 (poeta przesyła jej sygnet z pelikanem: tak on gotów krew wylać); nr 50, o awanturze miłosnej wiedeńskiej, śpiewać na nutę polską A pod liesem (lasem?); nr 72 wiersz religijny: „pieśń polska od słowa do słowa i na tę sarnę melodię Blahoslaw (!) nas eta”; przy końcu wiersz o polskiej lutnistce, w której się gorąco rozkochał:
Zuzanna w mym sercu ogień ku sobie nieci,
Przez Kupida mnie w miłość wpędza;
Jej lice piękne
Jak piwonie świeże,
Jej jasny włos
Jak słońca promień
Albo żółtość szczerego złota;
Szczupła jej postać...
(tekst pierwszej zwrotki, ale o Zuzannie śpiewał on już w swej wiedeńskiej pieśni). Na koniec wiersz o jednym rymie, jakiś Versus latricanus (?), utwór do jakiejś kortyzanki Annuśki Budowskionki; między innymi pyta:
Jędrna Annuśko,
Czemu mi się srożysz...
Patrz, jak ochocze wszystkie, co tańczą itd.
Te pieśni, zdaje się, ogólnie tańcami były. Autor wymienia jakiegoś Malgrudiana (?), którego tłumaczy. Działali w Siedmiogrodzie jezuici polscy, np. ksiądz Wujek; właśnie z Siedmiogrodem łączyły naszych arian ścisłe stosunki wzajemne. Obok wyznaniowych były i inne: siedmiogrodzkie konie (sekiel farbowany) i prasy winne były u nas znane.
Silniejsze nierównie były wpływy, co od nas do nich szły. Kraków w pierwszej połowie wieku był zawsze jeszcze uczelnią węgierską; uczniem krakowskim był i słynny Siedmiogrodzianin Honter, apostoł protestantyzmu węgierskiego, autor gramatyki łacińskiej drukowanej w Krakowie; to ustało, gdy Węgry „zheretyczały”; jeszcze pojawiały się druki węgierskie w Krakowie. Mohacz i Buda silnie się w Polsce odbiły (o Budzie długi wiersz się przechował); przez Izabelę, Zapolyę, i ich syna, domniemanego dziedzica po Zygmuncie Auguście, splotły, się z Węgrami losy niejednego magnata (Jarosz Łaski!) i wojaka, który na dwór siedmiogrodzki śpieszył (Gruszczyński np., co niemal album Polaków siedmiogrodzkich za wzorem Rejowym wypisał); wybór Batorego te węzły wzmocnił — mimo zaciętych przeciwników, na których później trafił. Ale to były wpływy, jeśli wojskowość pominiemy, zewnętrzne: strój narodowy kontusz i delia, magierka i kopieniak (płaszcz), katanka (katona ‛żołnierz’) i ciżmy, forga (kita) i kołpak — to wszystko węgierskie, jak nazwy dowodzą; dalej pojawiała się już na dworach pańskich służba węgierska, hajducy, rekrutujący się nie tak z Węgrów, jak z Słowaków-Matiasów, których nieurodzajne góry między „Lachów” spychały; z ich trybu niejedno słówko w obieg poszło, dziś znowu zapomniane; węgierską piechotę utrzymywali panowie świeccy i duchowni; opierał się o nią Batory. Już od poprzedniego wieku zjawiali się między Karpatami i Bieszczadami wołoscy pasterze, tworząc całe wsi wołoskie z kniaziami na czele; od nich to otrzymały nasze góry nazwy wołoskie; ich osobliwsze gospodarstwo, zanim się w końcu nie wynarodowili, swoim odrębnym słownictwem przetkało nasze mleczarskie, do dziś w górach używane. Z dziczą wołoską samą, co nieraz celem dla fantastycznych wypraw pańskich i kozackich służyła (a nawet jeszcze w pierwszej połowie wieku Pokuciu strasznie się we znaki dawała), stosunków kulturalnych jeszcze nie było; jeszcze tkwiła ona sama zupełnie w pisemnictwie słowiańskim (bułgarskim).
Jędrna Annuśko,
Czemu mi się srożysz...
Patrz, jak ochocze wszystkie, co tańczą itd.
Te pieśni, zdaje się, ogólnie tańcami były. Autor wymienia jakiegoś Malgrudiana (?), którego tłumaczy. Działali w Siedmiogrodzie jezuici polscy, np. ksiądz Wujek; właśnie z Siedmiogrodem łączyły naszych arian ścisłe stosunki wzajemne. Obok wyznaniowych były i inne: siedmiogrodzkie konie (sekiel farbowany) i prasy winne były u nas znane.
Silniejsze nierównie były wpływy, co od nas do nich szły. Kraków w pierwszej połowie wieku był zawsze jeszcze uczelnią węgierską; uczniem krakowskim był i słynny Siedmiogrodzianin Honter, apostoł protestantyzmu węgierskiego, autor gramatyki łacińskiej drukowanej w Krakowie; to ustało, gdy Węgry „zheretyczały”; jeszcze pojawiały się druki węgierskie w Krakowie. Mohacz i Buda silnie się w Polsce odbiły (o Budzie długi wiersz się przechował); przez Izabelę, Zapolyę, i ich syna, domniemanego dziedzica po Zygmuncie Auguście, splotły, się z Węgrami losy niejednego magnata (Jarosz Łaski!) i wojaka, który na dwór siedmiogrodzki śpieszył (Gruszczyński np., co niemal album Polaków siedmiogrodzkich za wzorem Rejowym wypisał); wybór Batorego te węzły wzmocnił — mimo zaciętych przeciwników, na których później trafił. Ale to były wpływy, jeśli wojskowość pominiemy, zewnętrzne: strój narodowy kontusz i delia, magierka i kopieniak (płaszcz), katanka (katona ‛żołnierz’) i ciżmy, forga (kita) i kołpak — to wszystko węgierskie, jak nazwy dowodzą; dalej pojawiała się już na dworach pańskich służba węgierska, hajducy, rekrutujący się nie tak z Węgrów, jak z Słowaków-Matiasów, których nieurodzajne góry między „Lachów” spychały; z ich trybu niejedno słówko w obieg poszło, dziś znowu zapomniane; węgierską piechotę utrzymywali panowie świeccy i duchowni; opierał się o nią Batory. Już od poprzedniego wieku zjawiali się między Karpatami i Bieszczadami wołoscy pasterze, tworząc całe wsi wołoskie z kniaziami na czele; od nich to otrzymały nasze góry nazwy wołoskie; ich osobliwsze gospodarstwo, zanim się w końcu nie wynarodowili, swoim odrębnym słownictwem przetkało nasze mleczarskie, do dziś w górach używane. Z dziczą wołoską samą, co nieraz celem dla fantastycznych wypraw pańskich i kozackich służyła (a nawet jeszcze w pierwszej połowie wieku Pokuciu strasznie się we znaki dawała), stosunków kulturalnych jeszcze nie było; jeszcze tkwiła ona sama zupełnie w pisemnictwie słowiańskim (bułgarskim).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz