czwartek, 15 września 2011

MŁODSZOŚĆ I ŻYWOTNOŚĆ KULTURALNA ŚREDNIOWIECZNEJ POLSKI - cz I. A. Brückner



Kazimierz Wielki. Mal. M. Baciarelli.

A. Brückner, Dzieje kultury polskiej.


Przemknęły się przed nami obrazki z łat tysiąca (500— 1500); jakież wrażenie ogólne? Trudno ogarnąć całkowity rozwój, od luźnie żyjących szczepów barbarzyńskich aż do potężnego mocarstwa narodowego a europejskiego zarazem; rzeczy to zbyt odmienne, a po wielkiej części zbyt mało w szczegółach znane; ścieśnimy więc uwagi do wieków bliższych, głównie do ostatnich.
Rozwój był z początku nader powolny, ale stały; nie zaznał żadnej przerwy (zawieruchę r. 1038 pominąwszy) ani wstrętu, bo polityczna niemoc Polski dzielnicowej nie osłabiła zbytnio postępu kulturalnego. Dopiero Kazimierz Wielki przyspieszył nadzwyczaj ten ruch; on pchnął bryłę Polski na nowe tory i w tym jego wielkość, zasługa równa Chrobrowej, ale o trwalszych wynikach; on budowniczy Polski, ale ani chłopskiej, ani ceglanej; tytuły jego sławy na innych polach; jego hasłami żyły następne pokolenia; on zwrócił Polskę ku Wschodowi; czy bez zajęcia przezeń Rusi Czerwonej byłoby przyszło do paktów krewskich i unii, wolno o tym wątpić.
Wstąpiła Polska do grona narodów europejskich jako ostatni i stąd widoczne jej opóźnienie, jej młodszość cywilizacji, ale bynajmniej nie na każdym polu. W nauce np., którą łatwiej przejąć, stała Polska piętnastowieczna na równi z innymi; nie w sztuce ani w literaturze, które się trudniej zdobywa. Jej ówczesna literatura, zapatrzona w zaświaty, obca ziemi, nie była jeszcze ani głosem sumienia publicznego, ani wyrazem kultury, ani wylewem uczuć czy myśli osobistych, ani płodem fantazji, ale jej nauka powtarzała już wszelkie obce zdobycze, a na niejednym polu nikomu się wyprzedzić nie dawała. Rosła budowa tej kultury powoli, ale pod dobrymi wróżbami; nie wstrząsnęły nią żadne dreszcze religijne, żadne krucjaty przeciw niewiernym obcym czy domowym (albigensom, husytom); żadne walki stanowe, wewnętrzne, socjalne. W tym wiekowym pokoju mógł organizm narodowy, nie wystawiony na żadne ciężkie przejścia, przetapiać i asymilować owe obce, przeszczepione doń żywioły, chrześcijańskie i inne; pod ich wpływem szlachetniała przyroda słowiańska. Przecież przy końcu XV wieku najbardziej obca przymieszka — niemieckość miejska, była już zasymilowana i początek następnego wieku dał tylko urzędowe świadectwo o fakcie dokonanym. Wyłoniło się inne olbrzymie zadanie: podbój moralny i kulturalny świata wschodniego, a i na tym polu wiek XV stawiał pierwsze, najcięższe kroki. Ale co więcej, już zaznaczyły się wyraźnie linie osobliwszej polskiej siły przyciągającej: r. 1249 wybrali Prusowie tylko prawo polskie, w dwieście lat później wybrali państwo polskie! A i Czesi, i Węgrzy garnęli się do tej Polski, którą nie tak dawno temu tylko „królestwem krakowskim" nazywano. Gdzież tajemnica tej siły przyciągającej? Tkwiła w samej przyrodzie słowiańskiej, której obce przymus moralny, tyrania nad sumieniami, znęcanie się nad „cudzymi" w mowie i obyczaju. Biskup wrocławski nakazał Polakom kilku swych wsi albo wyuczyć się po niemiecku, albo się wynosić; państwo polskie ani pomyślało kiedykolwiek o wynarodowieniu swoich Niemców; choć katolickie, zżywało się najspokojniej ze swoimi schizmatykami, Polacy z Rusią. Niech się kto inny domyśla tu i pewnej dozy opieszałości słowiańskiej, fakt pozostaje niezbity: Prusowie, Czesi, Węgrzy wiedzieli i czuli, że w unii z Polską nie zaprzepaszczą się ich prawa. Już zapowiadały się pierwsze oznaki późniejszej nierówności stanowej, ale wyraźniej nikt ich jeszcze nie dostrzegał, najmniej Żydzi, którzy się coraz liczniej tu sprowadzali. I żyło się pod orłem polskim bezpiecznie i błogo. Gdy Moskwa unikała trwożliwie Europy i kultury; gdy Czesi na eksperyment husycki krew żywotną wylali, gdy Bałkan słowiański zamierał pod półksiężycem, jedyna Polska nie wyszafowała daremnie swoich zasobów moralnych i materialnych i w pełni swych sił, jedyne wielkie państwo słowiańskie i europejskie, wstępowała w szranki nowowieczne. Wprawdzie nie całkiem jednolicie; dzielnice, które leżały przy arteriach ruchu handlowego i umysłowego, Mała i Wielka Polska wyprzedziły o wiele zacofane, bo ustronne Mazowsze. Żywioł niemiecki nie nabrał tam ani w mieście, cóż dopiero na wsi, znaczenia, jakie mu w innych dzielnicach przypadło; wystarczy porównać imiona mieszczan tu i tam; Kraków ze szkołą i kulturą był nadto odległy; liczna a uboga szlachta dożywała wieku żyjąc własnym partykularnym życiem, obca jeszcze zupełnie nowym hasłom, wysyłając jednak już zdolnych pracowników (np. obaj Ciołkowie z pierwszych lat XV i XVI wieku). I to była specjalna młodość cywilizacji mazowieckiej, a najmniej dawała się odczuć właśnie na polu literatury narodowej , gdzie Mazurowie w XV wieku znakomicie się zapisali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz