wtorek, 20 września 2011

Bitwa pod Grunwaldem wg. Jana Długosza (fragmenty) cz. VI.

Chorągiew większa Wielkiego Mistrza.


"Wojsko krzyżackie składające się z 16 chorągwi, z którego Kökeritz rycerz miśnieński zamierzając zaatakować króla zginął wskutek nierozważnego raczej niż śmiałego czynu, widząc, że wspomniany rycerz Kökeritz został zarąbany, zaczęło się natychmiast wycofywać na hasło pewnego krzyżaka, dowódcy chorągwi, który siedząc na białym koniu kopią dawał znak do odwrotu rycerzom w pierwszym szeregu i krzyczał po niemiecku: "Herum, herum". Po zawróceniu, skierowało się na prawą stronę, na której znajdowała się większa chorągiew królewska, już po dokonaniu rzezi na wrogach, ,z pewnymi innymi chorągwiami królewskimi. Większość rycerzy królewskich zobaczywszy wojsko rozmieszczone pod 16 godłami uznała je, zgodnie z rzeczywistością, za [wojsko] wrogów. Reszta, ulegając słabości ludzkiej skłonnej do spodziewania się czegoś lepszego, twierdziła, że jest to wojsko litewskie z powodu poręcznych włóczni, [zwanych] inaczej sulicami, których była w nim wielka liczba, i nie zaatakowała ich natychmiast wstrzymana niepewnością i sporami, które wśród niej wynikły. Pragnąc im położyć kres rycerz Dobiesław z Oleśnicy, z rodu zwanego Dębno, mającego w herbie krzyż, z podniesioną kopią jedyny dźga konia ostrogami w kierunku wroga. Wyskakuje na niego spośród jazdy pruskiej Krzyżak, dowódca chorągwi i oddziałów i zabiegając drogę atakującemu go Dobiesławowi, zręcznymi ruchami swej lancy, wyciągniętą kopię Dobiesława przerzuca przez głowę i w pierwszej chwili unika ciosu usiłującego go ugodzić Dobiesława. A Dobiesław widząc wyraźnie, że jego cios chybił, uznając za rzecz ryzykowną i nierozsądną walczyć z całym oddziałem, wracał szybko do swoich. Krzyżak, który puścił się za nim w pogoń, dźgając konia ostrogami i godząc groźnie włócznią w Dobiesława, zadał tylko koniowi Dobiesława przez zasłonę, którą zwiemy kropierzem, ranę w lędźwie, ale nie śmiertelną i szybko przyłączył się znów do swoich, żeby go nie zagarnęli rycerze polscy”.
Oddział polskie zatem wyzbywszy się wahania, które ich wstrzymywało, wieloma chorągwiami rzucają się na wrogów, ustawionych w 16 chorągwiach, do których schroniła się również reszta, która pod innymi znakami poniosła klęskę, i staczając z nimi śmiertelną walkę. I chociaż wrogowie przez jakiś czas stawiali opór, w końcu jednak, otoczeni zewsząd mnóstwem wojska królewskiego, zostali wycięci w pień i niemal wszystkie oddziały walczące w 16 chorągwiach wyginęły lub dostały się do niewoli. Po zwyciężeniu i rozgromieniu tego zastępu wrogów, w którym - jak wiadomo - zginęli wielki mistrz pruski Ulryk, marszałkowie, komturowie, i wszyscy znaczniejsi rycerze i panowie z wojska pruskiego, pozostały tłum nieprzyjacielski podjął odwrót, a kiedy raz podał tyły, zdecydowanie zaczął uciekać. Król zaś polski i jego wojska odnieśli późne i z trudem zdobyte, ale pełne i zdecydowane zwycięstwo nad mistrzem i Zakonem Krzyżackim. Wtedy też rycerz Jerzy Gersdorff, który niósł w wojsku krzyżackim chorągiew św. Jerzego a który wolał z honorem dostać się do niewoli, niż haniebnie uciekać, z 40 towarzyszami broni zabiegając drogę rycerzowi polskiemu herbu Dryja, Przedpełkowi Kropidłowskiemu, padłszy na kolana dostał się do niewoli, jak rycerz, tak jak sobie tego życzył, po oddaniu również chorągwi. Pojmano też dwu książąt, którzy z własnymi wojskami i pod własnymi znakami pomagali Krzyżakom: Kazimierza szczecińskiego wziął Skarbek z Góry, Konrada Białego oleśnickiego-Czech Jost z Salcu. Prócz tego dostało się do niewoli wielu rycerzy z różnych wojsk i różnych narodowości. Znaczna liczba rycerzy, którzy uciekli z oddziałów pruskich, schroniła się za tabory pruskie i w obozie. Zaatakowana ostro przez wojska królewskie, które wdarły się do taborów i obozu pruskiego, wyginęła lub dostała się do niewoli. Także obóz nieprzyjacielski pełen wszelkich bogactw i wozy oraz cały dobytek mistrza pruskiego i jego wojska uległy rozgrabieniu przez rycerzy polskich. Znaleziono zaś w wojsku krzyżackim kilka ciężkich wozów wyładowanych pętami i kajdanami, które Krzyżacy przywieźli do wiązania jeńców polskich, obiecując sobie pewne zwycięstwo bez liczenia się z interwencją Bożą i nie myśląc o walce, ale o triumfalnym zwycięstwie. Znaleziono też inne wozy pełne sosnowych żagwi pomazanych jeszcze łojem i smołą, także strzały oblane łojem i smołą, którymi mieli ścigać pokonanych i uciekających. W pełnym pychy zadufaniu za wcześnie przygotowywali plany dotyczące sprawy spoczywającej w rękach Bożych, nie zostawiając miejsca na moc Bożą. Za słusznym jednak wyrokiem Bożym, który starł ich pychę, Polacy zakuwali ich w te pęta i kajdany. Było to wydarzenie godne oglądania i zaskakujące, gdy chodzi o ocenę spraw dotyczących ludzkiego losu, że panów zakuwano w ich własne, przygotowane przez nich pęta i łańcuchy, a wozy wrogów w liczbie kilku tysięcy zostały w ciągu jednego kwadransa rozgrabione przez wojsko królewskie do tego stopnia, że nie pozostało z nich najmniejszego śladu.
Było prócz tego w obozie i na wozach pruskich wiele beczek wina, do których po pokonaniu wrogów zbiegło się umęczone trudami walki i letnim upałem wojsko królewskie celem ugaszenia pragnienia. Jedni rycerze gasili je czerpiąc wino hełmami, inni rękawicami, wreszcie inni butami. A król polski Władysław w obawie, by jego wojsko po upiciu się winem nie stało się niesprawne i łatwe do pokonania przez tchórzliwego wroga, gdyby ktoś miał odwagę podjąć walkę, nadto by nie popadło w choroby i nie osłabło, kazał zniszczyć i porozbijać beczki z winem. Gdy je na rozkaz króla bardzo szybko porozbijano, wino spływało na trupy zabitych, których na miejscu obozu wrogów był niemały stos i widziano, jak zmieszane z krwią zabitych ludzi i koni płynęło czerwonym strumieniem aż na łąki wsi Stębarku i wskutek jego bystrości stworzyło koryto potoku. Opowiadają, że to dało okazję do zmyśleń wśród ludu i opowieści, które głosiły, że w tej bitwie wylano tyle krwi, że spływa ona jak strumień".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz