Półkozic - herb Marcina z Wrocimowic.
"Wstrząśnięty tymi słowami wspomniany chorąży czeski Jan Sarnowski przekonany, że je skierowano pod jego adresem, uchyliwszy przyłbicy odpowiada Mikołajowi: "Czcigodny ojcze, przeniosłem się tutaj nie ze strachu ani z własnej woli, ale pod usilnym naciskiem znajdujących się w mojej chorągwi rycerzy, którzy opuszczali pole walki". Na to rycerze z przedniej straży spośród Czechów i Morawian: Zygmunt Rakowiec z Rankowa i inni, mówią z naciskiem: "Przysięgamy ci, znakomity mężu, że nas zepchnął przyprowadził do tych lasów ten najgorszy człowiek, nasz rotmistrz i by nam ktoś nie mógł wyrzucać występnej ucieczki, porzuciwszy jego dowództwo i chorągiew, którą niesie, wracamy na pole walki". I po tych słowach zostawili natychmiast Jana Sarnowskiego i chorągiew i możliwie jak najszybciej zmieszali się z powrotem z oddziałami walczących na polu boju rycerzy polskich. Od tego zaś czasu wspomniany Czech Jan Sarnowski uchodził za człowieka bez czci i wiary. Kiedy po wojnie wracał z Królestwa Polskiego, własna żona nie chciała go przyjąć ani na zamku, ani do łoża małżeńskiego, wyrzucając mu tchórzostwo i ucieczkę. Przejęty tymi wyrzutami i zniewagami żył niedługo. Zmarł znosząc ustawicznie bolesną hańbę. Zdrada bowiem, jakiej się sam w tym dniu dopuścił wobec króla polskiego Władysława, i tchórzostwo, którego dał wyraźnie dowody opuszczając dobrowolnie pole walki, stały się znane i na dworze króla węgierskiego Zygmunta i wśród panów Czech i Moraw i nie można ich było w żaden sposób nawet z biegiem czasu całkowicie zatrzeć lub puścić w niepamięć. Nie wiedziano zaś dokładnie, czy wspomniany Jan uciekł i wycofał się z tchórzostwa, czy też został przekupiony złotem krzyżackim. Kiedy po przepędzeniu wojska litewskiego lekki, łagodny deszcz stłumił potężną kurzawę, która zasypywała pole walki i walczących, między wojskiem polskim a pruskim zawrzała od nowa w różnych miejscach bardzo zawzięta walka. Ponieważ także Krzyżacy zabiegali z uporem o zwycięstwo, wielka chorągiew króla polskiego Władysława z białym orłem w herbie, którą niósł chorąży krakowski, rycerz Marcin z Wrocimowic herbu Półkozic, pod naporem wrogów upada na ziemię. Ale walczący pod nią najbardziej zaprawieni w bojach rycerze i weterani podnieśli ją natychmiast i umieścili na swoim miejscu, nie dopuszczając do jej zniszczenia. Nie dałoby się jej podnieść, gdyby się nią nie zajął znakomity oddział najdzielniejszy rycerzy i gdyby jej byli nie obronili własnymi ciałami i orężem. Rycerze zaś polscy, pragnąc zetrzeć haniebną zniewagę, w najzawziętszy sposób atakują wrogów i rozbijają ich kompletnie, kładąc pokotem wszystkie te siły, które się z nimi starły. Tymczasem wojsko krzyżackie, które urządziło pościg za uciekającymi Litwinami i Rusinami, uważając się za zwycięzców, z wielką radością podążało do obozu pruskiego, prowadząc ze sobą tłum jeńców. Widząc zaś, że toczy się bardzo zawzięta i krwawa walka, porzuciwszy jeńców i łupy, rzuca się w wir walki, by przyjść z pomocą swoim, którzy już w tej chwili walczyli opieszalej. Dzięki pomocy nowych walczących zaostrza się walka między obydwoma wojskami. A kiedy po obu stronach padło wielu i wojsko krzyżackie i wojsko krzyżackie doznało ogromnych strat w ludziach, gdy nadto w oddziałach wszczęło się zamieszanie, kiedy ich dowódcy wyginęli, spodziewano się, że wojsko krzyżackie będzie skłonne do ucieczki. Dzięki jednak wytrwałości Krzyżaków i Zakonu oraz rycerzy czeskich i niemieckich wznowiono słabnącą w wielu miejscach bitwę. W czasie zawziętej walki między obydwoma wojskami król polski Władysław stał opodal przyglądając się odwadze walczących, a złożywszy swą ufność w miłosierdziu Bożym, ze spokojem oczekiwał również ucieczki i ostatecznej klęski wrogów, których widział w kilku miejscach rozbitych i pokonanych. Tymczasem podejmowało walkę 16 nowych, nietkniętych i takich, które jeszcze nie doświadczyły losów wojny, oddziałów wrogów pod tylomaż chorągwiami".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz