niedziela, 2 października 2011

Wojna 1918-20. Cz. XIII.

Bitwa pod Zadwórzem. Mal. S. Batogowski.

Rozerwanie Frontu Małopolskiego przez Konną Armię Budionnego stworzyło bezpośrednie zagrożenie dla Lwowa. Upadek miasta byłby dla Polaków strategiczną katastrofą wymuszającą wstrzymanie działań zaczepnych pod Warszawą i na Pomorzu. Do obrony Lwowa polskie dowództwo wyznaczyło 6. i 13. dywizje piechoty. Były one jednak w stałym odwrocie, ciągle oskrzydlane przez radzieckich kawalerzystów. Potrzebowały choćby kilku godzin, żeby przegrupować się i zająć pozycje pozwalające na zatrzymanie przeciwnika. Naturalną osią radzieckiego ataku była linia kolejowa Lwów – Tarnopol – Brody. 20 kilometrów na zachód od Lwowa znajdowała się wieś i stacja Zadwórze. Budionny wybrał ją jako miejsce dla swojego sztabu, z którego miał kierować szturmem na miasto. W nocy z 16 na 17 sierpnia Zadwórze zajęły czołowe oddziały 6. dywizji kawalerii Simona Timoszenki. Broniący się tam 1. batalion 54. pułku piechoty został po desperackiej walce praktycznie wybity. Aby odzyskać stację, polskie dowództwo wysłało swój jedyny odwód na tym odcinku – batalion lwowskich ochotników dowodzony przez kpt. Bolesława Zajączkowskiego. Oddział ten liczył 330 (według niektórych źródeł około 500) oficerów i żołnierzy. Składał się przede wszystkim z uczniów ostatnich klas licealnych oraz studentów lwowskich uczelni. Batalion kapitana Zajączkowskiego był częścią grupy rotmistrza Romana Abrahama. Przed Zadwórzem bił się m.in. o Radziechów, Tarnopol, Horodyszcze, Chodaczków i Krasne.
Po osiągnięciu wsi Kutkorz batalion dostał się pod ogień broni maszynowej i artylerii od strony Zadwórza. Polacy natychmiast zaatakowali. Walka trwała prawie do południa, kiedy to porucznik Dawidowicz poprowadził kompanię podchorążego Marynowskiego do bezpośredniego i decydującego ataku na radziecką baterię przy stacji. Utrata tej pozycji dotkliwie komplikowała plany Budionnego, dlatego nakazał natychmiastowy kontratak. Polacy nie ustąpili i rozpętała się zaciekła, kilkugodzinna bitwa.
„Abrahamczycy” kapitana Zajączkowskiego walczyli do wieczora, odpierając w sumie pięć ataków radzieckiej kawalerii i piechoty. Odrzucili kilkakrotne wezwania do złożenia broni. Kiedy ruszał na nich szósty szturm, batalion stopniał już do kilkudziesięciu ludzi z resztkami amunicji. Niewielka grupa próbowała jeszcze przebić się do pobliskiego lasu. Otoczeni koło budki dróżnika, stoczyli swoją ostatnią walkę, broniąc się bagnetami i kolbami.
Oto jak finał boju pod Zadwórzem opisała Zofia Kossak – Szczucka (opierając się m.in. na relacji dróżnika, który jakimś cudem przeżył bitwę):
"Nie poddawać się! - krzyczy sierżant Dyrkacz. - Żeby was potem w niewoli prali po pyskach? Nie poddawać się! Nie poddawać się! - wtórują inni. Nie ma już ani jednego oficera. Polegli wszyscy. Nie więcej jak pięćdziesięciu żołnierzy i dwóch podoficerów stoi jeszcze, kupiąc się w gromadę. Ścisnęli plecami, nastawili groźne bagnety. Nie mają już ani jednego naboju. Z wyciem tryumfu wdziera się ze wszystkich stron nieprzyjaciel. Rozwścieczone, dzikie twarze. Prą jeden przez drugiego, by dostać nareszcie śmiałków, co zatrzymali ich tyle godzin.
Topnieje garstka stojących, pokryło ją zewsząd mrowie (...) Przez mgłę Leszek dostrzega, jak nad zrąbany stos trupów wstaje wysoki, barczysty Jasiek Bałyga. Z rozciętej głowy krew tryska, zalewa czoło i policzki. Z czerwoną twarzą, straszny jak upiór, krzyczy wprost w oczy opadającym go zewsząd kozakom, krzyczy śmiertelnie zachrypniętym głosem
- NIECH ŻYJE POLSKA! NIECH ŻYJE LWÓW!"
Pod Zadwórzem zginęło w sumie 318 żołnierzy batalionu kapitana Zajączkowskiego, w tym wszyscy oficerowie: kpt. Bolesław Zajączkowski, dowódca oddziału karabinów maszynowych por. Antoni Dawidowicz, kpt. Krzysztof Obertyński, por. Józef Juszkiewicz, por. Jan Demeter, por. Tadeusz Hanak, ppor. Antoni Julian Liszka, pchor. Władysław Getman, pchor. Władysław Marynowski, pchor. Tadeusz Zbroja Rejchan i pilot pchor. Mieczysław Piniński. Ich ofiara nie poszła jednak na marne. Wojna ma swoje proste i brutalne prawa. Czasem trzeba poświęcić jeden oddział, żeby ratować cały front. Żołnierze kapitana Zajączkowskiego kilkugodzinnym bojem zasłonili utworzenie nowych linii obrony, które utrzymały aż do załamania się radzieckiej ofensywy. Dzięki „Abrahamczykom” Budionny stracił doskonałą okazję do bezpośredniego ataku na Lwów. Wprawdzie jeszcze przez dwa dni szykował się do generalnego szturmu, ale 19 sierpnia otrzymał od dowództwa Frontu Południowo – Zachodniego rozkaz natychmiastowego skierowania się na północ, wobec krytycznej sytuacji Frontu Zachodniego (Tuchaczewskiego).
Zrządzeniem losu to prawdopodobnie jeden z młodych obrońców Zadwórza spoczął w 1925 roku pod kolumnadą Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie...
 
 Odcinek ukazał się z opóźnieniem poza kolejnością, za co przepraszam Czytelników.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz