piątek, 11 maja 2012

Wygraliśmy czy przegraliśmy?


Główna baza niemieckiej floty w Wilhelmshaven kapituluje 
przed polską 1 Dywizją Pancerną.


Wygraliśmy czy przegraliśmy?
 
Minęła kolejna rocznica zakończenia II Wojny Światowej, a wraz z nią kolejny odcinek niekończącej się dyskusji „Czy wygraliśmy tamtą wojnę, czy wręcz przeciwnie?”. Rzetelna odpowiedź na to pytanie wbrew pozorom nie jest prosta. 
Ze światowego konfliktu wyszliśmy z ogromnymi stratami ludzkimi. Najgorsze były skutki celowej eksterminacji polskiej inteligencji.  Wszyscy pamiętamy o zbrodni katyńskiej, w której zginęło ponad dwadzieścia tysięcy polskich oficerów. Znacznie gorzej jest ostatnio z naszą pamięcią o zbrodniach niemieckich (np. Akcja Inteligencja), które przyniosły kilkakrotnie więcej ofiar wśród naszych elit. Polski przemysł został w przeważającej części zniszczony lub rozkradziony. Kompletnie zdewastowano infrastrukturę. Ogromne były straty w dobrach kultury. Zorganizowany przez Niemców na wielką skalę złodziejski proceder spowodował zagarnięcie dziesiątek tysięcy obiektów zabytkowych (z których wiele nie odzyskaliśmy do tej pory). Przez celową działalność armii niemieckiej ponieśliśmy ogromne, i nieodwracalne szkody w zabytkowych zbiorach naszych archiwów i bibliotek. W zniszczonej Warszawie legły w gruzach dziesiątki bezcennych zabytków. Na skutek rozstrzygnięć wielkich mocarstw straciliśmy ponad połowę kraju z ośrodkami miejskimi od wieków wpisanymi w naszą historię i kulturę. Wylądowaliśmy też w radzieckiej strefie wpływów, co odebrało nam suwerenność, a także szanse na normalną egzystencję i rozwój. Czy w takim razie w naszym drugowojennym bilansie były jakieś plusy? Bezwzględnie tak.
Przede wszystkim przetrwaliśmy, a mogło być przecież znacznie gorzej. Sowieci zafundowali nam faktyczny podbój i de facto los klasycznego kondominium. To bezdyskusyjne fakty. Co jednak czekałoby nas w razie zwycięstwa Niemców? Ich deklaracje i działania nie zostawiały  żadnych złudzeń w tej materii. Polakom przeznaczona była totalna eksterminacja. W niemieckich planach miało pozostać co najwyżej kilkanaście milionów niewolników bez
wykształcenia, którzy przed całkowitym wymarciem mieli służyć swoim niemieckim panom. Nie było w tych założeniach miejsca na niemiecką wersję PRL-u z jego względną autonomią. W perspektywie kilku dekad naturalnym skutkiem takie polityki byłoby po prostu definitywne, biologiczne zniszczenie Polaków, naszej państwowości i kultury. Zwycięstwo Aliantów bezdyskusyjnie uratowało nas przed tym scenariuszem.
Co do strat terytorialnych – emocjonalnie nic nie zrekompensuje Wilna czy Lwowa. Nie da się jednak nie zauważyć, że w zamian otrzymaliśmy szeroki dostęp do morza (o fundamentalnym znaczeniu dla naszej gospodarki) ze Szczecinem i ujściem Odry, dobrze rozwinięty, choć w zachodniej części mocno zdewastowany, Śląsk i nieźle zagospodarowane Prusy Wschodnie. Uzyskaliśmy też zwarte i dobrze osłonięte granice. Można tylko żałować, że przypadł nam jeszcze Królewiec. Z której strony by nie patrzeć, to jednak ewidentny zysk. Kosztem Niemców? Bezapelacyjnie, ale to w końcu oni ponoszą pełną odpowiedzial
ność za rozpętanie i skutki tamtej wojny. W sytuacji którą nie my wykreowaliśmy zajęcie niemieckich ziem wschodnich było dla nas po prostu kwestią przetrwania. 
Reasumując – wyszliśmy z tamtej wojny bardzo mocno poobijani, ale jednak uniknęliśmy najczarniejszego scenariusza. Za cenę tragedii, jaką był okres stalinowski, mimo wszystko przetrwaliśmy, zachowując przynajmniej szansę na przyszłość. Dlatego w każdy następny Dzień Zwycięstwa pamiętajmy jednak o jego bohaterach, bez których dzisiaj po prostu by nas nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz