Tytułowa strona "Thesaurus harmonicus" J. Bessarda,
zawierającego wilanelle Wojciecha Długoraja.
Polska muzyka w XVI-XVII wieku (cz. III).(
Dzieje kultury polskiej, Aleksandra Brücknera)
Do kapeli królewskiej należał „Marcin organista” Zygmunta Augusta, ze Lwowa (Lwowczyk), o którym Starowolski entuzjastycznie twierdził, że do wszystkich pieśni kościelnych całego roku dorobił muzykę, „że nikt w Europie, nie mówiąc o Polsce, chóralnej muzyki nie spoił lepiej z figuralną”; tabulatura organowa z końca XVI w. je zachowała, z kapeli królewskiej pochodząca (mieściła i rzeczy słynnego wirtuoza Krzysztofa Claboni, muzyka czterech królów, który i do Epinicion Kochanowskiego z r. 1583 muzykę dorobił, mistrz-dyrektor kapeli). Posługiwał się Leopolita gotowymi melodiami kościelnymi chorału gregoriańskiego i ludowych pieśni nabożnych; od ścisłej imitacji początków uniezależniał się w dalszym przebiegu kompozycji. Mniej samodzielnym był dyrygent rorantystów, Krzysztof Bork; wyżej stanął inny rorantysta, ks. Tomasz Szadek, przechodzący od uświęconego wiekami, sztucznego aż nadto stylu polifonicznego w skomplikowanych formach do prostoty i subiektywizmu, przebijających się w utworach charakteru ludowego. Mniej zostało po Marcinie Warteckim, co zbiegł z kapeli królewskiej (dwa motety).
Więcej niż reformacja zaważyli jezuici w rozwoju muzyki polskiej, bo starając się o okazałość obrzędową, dbali o orkiestry, urządzali szkoły śpiewaków i organistów, fundowali wspaniałe organy, dawali widowiska sceniczne z muzyką specjalnie do nich ułożoną; tragedia Achab, wystawiona w ich wspaniałym pułtuskim kolegium r. 1578, była wprawdzie słynnym utworem Hiszpana, ale jezuita Marcin Łaski, a może i sławiony z swych pieśni łacińskich i polskich (?) jezuita Jan Brandt z Poznania są autorami wcale melodyjnych recytatywów i chórów po innych dialogach pułtuskich. A tak samo bywało po innych ich kolegiach.
Wszystko wymienione odnosiło się do muzyki kościelnej. W świeckiej zasłynął lutnista Wojciech Długoraj, Wojtaszek, bandurzysta Samuela Zborowskiego, ulubieniec jego, który wykradł swemu panu listy Krzysztofa Zborowskiego i Zamoyskiemu oddał, co Samuel gardłem przypłacił; przyjęty z bardzo wysoką płacą do kapeli Batorego, w końcu „uwolniony z dworu” (?). Jego wilanelle są w wydawnictwie Jana Bésarda, Thesaurus harmonicus (Kolonia 1603) i w rękopiśmiennej tabulaturze lutniowej lipskiej z r. 1619;. w formach i charakterze swoich wdzięcznych kompozycji uległ zupełnie wpływom włoskim.
Batory przejął kapelę Zygmuntowską; składało się na nią (np. r. 1583) dziesięciu kantorów, sześć pacholąt-dyszkancistów, sześć piszczków (fistulatorów), organista i skrzypek, kilku solistów, między nimi dyrektor kapeli, Krzysztof Klabon z Królewca, który 1565 r. z pacholąt między piszczków przechodził; Batory wysoko go cenił, nadał mu dobra Góry pod Wilnem, a miał on i kamienicę w Krakowie. Kapelą kierował Klabon z wielkim rygorem, pacholęta karząc chłostą, na towarzyszów nakładając karę pieniężną za byle spóźnienie lub pomylenie. Oprócz kapeli nadwornej miał Batory orkiestrę wojskową z dwunastu trębaczy i dwóch bębnistów, ich dyrektorem był Andrzej Dusza, służący od r. 1545 jako bębnista, później trębacz. Z rachunków skarbowych można by moc szczegółów o składzie tych i dawniejszych kapeli wyczerpać.
Niejeden Polak odznaczał się i za granicą nadzwyczajnym wirtuozostwem, np. Jakub Polak, pierwszy lutnista na dworze królewskim; już we wczesnej młodości przybył do Francji i umarł w Paryżu około r. 1605; grał najlepiej silnie podchmielony; w niemieckich i francuskich wydawnictwach muzykalnych z lat 1615 i następnych są jego kompozycje dla tańców: galardy, kuranty, volta polonica (czy jego?), prototyp późniejszego mazurka (w Fuhrmanna Testudo gallo-germanica r. 1615). Tak wymieniono w r. 1555 w Stralsundzie czterech polskich skrzypków znakomitych, a inny Niemiec uwiódł dwu młodych Polaków, dobrych muzykantów. Kwitnęły w Krakowie również wyroby instrumentów muzycznych, np. pracownia lutnikarza Bartłomieja Kiejchera albo skrzypiec Marcina Groblica, dochowanych do dziś. Z samej muzyki świeckiej nic nie ocalało, „nie wiemy, co grywali muzykanci miejscy, kiedy ktoś zażądał ich muzyki, ani też w jakich utworach popisywał się dworzanin na lutni”. Muzyka XVI wieku była jeszcze międzynarodowa, tj. nie kusiła się o cechy indywidualne albo narodowościowe; pierwsze ich przebłyski odnachodzą u Gomółki; zresztą stała w Polsce pod wpływem obcym, nie tak niemieckim, jak niderlandzkim i włoskim, ale doszła już do takiej doskonałości, że dorównywała obcej, znakomicie wyszkolona. Żadna inna gałąź sztuki nie stała w Polsce tak wysoko, jak właśnie muzyka, a o „tańcach polskich” (chociaż to termin może nieco konwencjonalny) słyszano w Niemczech już przy końcu tego wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz