wtorek, 29 listopada 2011

SZLACHTA I JEJ PROGRAM - część II (Aleksander Brückner)



SZLACHTA I JEJ PROGRAM - część II.
(Dzieje kultury polskiej, A. Brückner)

 Unia z Litwą stanowiła punkt programu szlacheckiego, tzw. egzekucji (praw), która miała wprowadzić w życie wszelkie ustawy dawne, nie wykonywane, i załatwić nowe niezbędne wymagania. Chodziło o wojsko stałe, nieodzowne przy otwartych granicach a czyhających od wschodu wrogach; nim zebrano by pospolite ruszenie, mógł nieprzyjaciel przejść całą Koronę bezkarnie; poczty, które król czy panowie własnym nakładem utrzymywali, nie wystarczały; półśrodki zaś, np. żeby województwa kolejno stałą straż na kresach pełniły, nie wiodły do celu. Liczniejsze wojsko stałe wymagało jednak znacznych kosztów, a od podatków na nie stroniła szlachta z zasady. Zrzucała ciężary z siebie na duchowieństwo, równie oporne; skrupiło się na królu: jego niegdyś olbrzymie zasoby ziemskie silnie się skurczyły, szczególniej za ostatnich Jagiellonów, którzy w ciągłych kłopotach finansowych zastawiali dobra, aby ich nie wykupywać, albo je rozdarowywali, opła- cając nimi służby. Sejmy dalszego szafowania zabroniły, a przeciw możnowładcom głównie wystąpiły z żądaniem, aby zwracano dobra królewskie, szczególniej nabyte po r. 1504, tj. kiedy ów zakaz uchwalono. Odzyskane w ten sposób dobra zwracano królowi, który się w zamian zobowiązał czwartą część, a właściwie piątą część z tych dochodów obracać na wojsko, kwarcianym stąd nazywane, wojsko liczbą małe, ale ćwiczeniem, uzbrojeniem, duchem nad ruchawką szlachecką nieskończenie wyższe; rozłożone na kresach, czuwało nad bezpieczeństwem szlachty. Ale w końcu nie przeprowadzono egzekucji; zadowolono się tym, że posiadacze królewszczyzn płacili całkowicie również jedną piątą dochodów do skarbu wojskowego w Rawie. Natomiast nie przyszło dla samolubstwa szlachty i duchowieństwa do istotnej reformy skarbowej, nawet nie udało się przeprowadzić ogólnej taksacji dóbr szlacheckich, zadowalając się zeznaniem właściciela; pomysły banku narodowego, który miał uróść z jednorazowych składek i dalszych stałych dopływów, pozostały na papierze; w razie naglącej potrzeby podwyższano kilkakrotnie łanowe. Zwoływanie pospolitego ruszenia i stanowienie kwoty poborowej należało już bezspornie do prerogatyw sejmowych, które się stale rozszerzały. Po nieudałym zamachu możnowładztwa (rady) z r. 1501 sejm radomski, r. 1505, stworzył podstawę parlamentaryzmu polskiego, konstytucją nihil novi warując izbie poselskiej, jak senatowi, że bez ich przyzwolenia żadnej nowej ustawy wydawać król nie może. I okazało się, że szlachcic polski jedynie wolny w Europie, bo on swemu królowi nie był nic więcej winien, jeno „podymne, pospolitą wojnę i tytuł na pozwie”. Z tej wolności wypływała i równość, najoryginalniejsza cecha szlachectwa polskiego, nie znana w Europie, gdzie szlachta dzieliła się na wyższą, utytułowaną arystokrację, możnowładztwo, i na niższą; myśleli o wprowadzeniu tej różnicy panowie i u nas, wychylali się np. z podobnym żądaniem wśród wojny kokoszej pode Lwowem 1537 r., lecz oburzona szlachta rozsiekaniem zagroziła, i takim sposobem w Polsce żadnych dalszych różnic stanowych, a więc tytułów (książęcych, hrabiowskich itp.), nigdy nie było; zawarowano tylko w akcie unii lubelskiej, że te tytuły książęce, co przysługiwały od dawna panom litewskim, mają być i nadal zachowane, lecz w niczym równości szlacheckiej ubliżać nie mogą; ale i z tych tytułów szydzono niemiłosiernie jeszcze i w wieku XVII, od kwiku świniego niby itp. Mogli obcy monarchowie panom polskim nadawać tytuły za doznane usługi lub w celu ich zaskarbiania; w r. 1476 nadał cesarz Rafałowi Leszczyńskiemu tytuł hrabiego na Lesznie (!), a Maksymilian I za zjazdu wiedeńskiego 1515 r. poobdarzał Szydłowieckiego i Radziwiłła tytułami książęcymi (principes sacri Romani imperii), Firlejów, Tarnowskich hrabiowskimi („Kmita grabia na Wiśniczu”); oprócz Radziwiłłów inni w Polsce tych tytułów mało używali; Zamoyski żadnego zagranicznego nie przyjął; tym bardziej 'chełpili się nimi Tęczyńscy, Górkowie, Rozrażewscy; Myszkowski od papieża Klemensa VIII margrabiego tytuł otrzymał, a od Gonzagów mantuańskich do ich herbu przyjęty, odtąd Gonzagą Myszkowskim się przezywał, ale co on za to od rokoszan, jako regalista, nasłuchał się przymówek! Jak demokracja szlachecka nie znosiła tytułów ani orderów, co niby wyłom czyniły w równości braterskiej, podobnie nie zgadzała się na wyłom w równym prawie majątkowym, tworzony przez ordynacje, ustawy zabezpieczające skupienie i zachowanie majątku rodowego, ograniczające prawa działu i dziedzictwa. Kusił się o to w ciągu wieku niejeden ród, lecz dopiero Batory (co sejm później, r. 1589, potwierdził) dozwolił Radziwiłłom na urządzenie ordynacji ołyckiej (nieświeskiej), a Janowi Zamoyskiemu zamojskiej; 1601 r. przybyła ordynacja pinczowska Gonzagów Myszkowskich, a w końcu największa, otstrogska (dubieńska), kasztelana krakowskiego Janusza księcia Ostrogskiego, złożona z 24 miast i 593 wsi; ordynaci utrzymywali własnych żołnierzy z własnymi fortecami, artylerią, oficerami w stale oznaczonej liczbie.

SZLACHTA I JEJ PROGRAM - część I (Aleksander Brückner)

Zygmunt I Stary. Rys. J. Matejko.


SZLACHTA I JEJ PROGRAM - część I.
(Dzieje kultury polskiej, A. Brückner)

Średniowiecznego, stanowego charakteru nie starło nowe państwo; rozwój szedł tu w przeciwnym od zachodniego kierunku. Wygaśnięcie Piastów, przywoływanie to Węgra, to Litwina (obaj nie zaaklimatyzowali się wcale) poderwało legitymizm; spolszczyli się co prawda synowie Jagiełły, ale Kazimierz popularny nie był, dopiero syn Zygmunt; więc naród szlachecki przyzwyczaił się do paktowania z królem, do targowania się z nim (koncesja za koncesję), do skutecznej opozycji. Nie było w państwie siły, co by szlachecką zrównoważyła; krótkowidzące mieszczaństwo dało się spośród czynników politycznych zupełnie wykreślić; król mógł się tylko na panach rad świeckich i duchownych przeciw szlachcie opierać albo odwrotnie; próbowano jednego i drugiego. Szlachta czytać nie umiała, ale przetarła się znakomicie w „okazowaniach” zbrojnych, zebraniach sejmikowych, posiedzeniach towarzyskich, i ponosząc coraz mniej ciężarów publicznych, używała coraz więcej praw i przywilejów prywatnych. Już schodziło stanowe państwo średniowieczne na państwo jednego stanu; wielcy panowie, świeccy i duchowni, maleli wobec braci-szlachty. Monarchiczny, do niedawna absolutystyczny ustrój ustępował powoli demokracji szlacheckiej, a życie parlamentarne dochodziło do nadzwyczajnego rozwoju. Gdy w Europie oprócz Anglii parlamenty tylko dla uchwalania podatków zwoływano, sejm polski przeprowadził zasadę, że „nic na nas bez nas” mocy mieć nie może; on uchwalał i znosił pobory, prawa, przywileje; skrępowany niby królem i senatem, był w rzeczywistości ich panem, i maszyną ustawodawczą kierował po swej woli, a zawsze z korzyścią dla siebie, nie dla państwa. Więc ukrócił wolność chłopa, zapobiegł jego ucieczce, ograniczył wysyłanie jego synów do miast i cechów, nałożył coraz więcej robocizny i przeszedł w końcu zupełnie do gospodarki folwarcznej, nie znanej XV wiekowi, skupując łany sołtysie, karczując nowiny, zabierając grunty po zbiegłym przed uciskiem chłopie. Stanął również przeciw mieszczanom; zabronił im zakupna ziemskich posiadłości, wykluczał ich z kapituł, obciążał ich handel, warując sobie wolność od ceł, patrzył nieżyczliwie na cechy, które mu towary podrażały; odsądzał szlachtę od funta i łokcia, wyjmując spod jurysdykcji miejskiej osobę i domostwo; wspierał świadomie obcych. Już w XV wieku zapowiadała się ta odmiana, XVI jej dokonał — i Polska została rzeczpospolitą szlachecką z obieralnym, acz dożywotnim królem. Na podwalinach, rzuconych w XIV i XV wieku głównie przy zmianie dynastii, wzniosła więc w XVI szlachta państwo, które trzy wieki przetrwać miało. Rozwiązała teraz główne zadania, acz w różnorakim stopniu. Świetnie wykonała pierwsze: unię z Litwą, zespół dwóch narodów i państw bez jakiegokolwiek przymusu, z dobrej woli obustronnej, przykład w dziejach świata nie powtórzony, skoro unia państw północnych (kalmarska) nie zdołała się utrzymać. Nie poszło to łatwo; cierpliwość, wytrwałość, ofiarność i zręczność znakomitego dyplomaty Zygmunta Augusta uwieńczyła dzieło w r, 1569, które by już w r. 1501 załatwione było, gdyby obie strony zachowały pakt piotrkowsko-mielnicki, który wspólną elekcję i wspólną radę ustanawiał, ale wyłamali się z niego Litwini sami wraz z wielkim księciem Zygmuntem. Odtąd wlokła się sprawa coraz odraczana. Polacy żądali zupełnego wcielenia; Litwa o tym i słyszeć nie chciała, ale niebezpieczeństwo ze strony Moskwy uwidoczniało korzyść unii, a dalej uśmiechało się szlachcie litewskiej, zahukanej przez wielkiego księcia i radę jego, równouprawnienie z polską, jej wolność. Czemu się rada sprzeciwiała, bojąc się o utratę przywilejów i znaczenia, to przeciw Radziwiłłom i Chodkiewiczom przeprowadziła szlachta łącznie z wielkim księciem, który zrzekł się dziedziczności wileńskiego „stołu”. Sprawy, która za Zygmunta Starego z miejsca nie ruszyła, dokonał szczęśliwie August, przełamując opór możnowładców, którzy Lublin opuścili, przyłączeniem południowej Rusi, Podlasia, Wołynia, Kijowa, Bracławia do Korony, chociaż zostawała ta Ruś przy odrębnym prawie (Statucie litewskim) i języku urzędowym ruskim. Unia lubelska pozostawiła Litwie własne urzędy dworskie i ministeria, własne wojsko i skarb, własne prawo i trybunał obok wspólnego sejmu, wspólnej elekcji i wspólnej polityki zagranicznej; nie rozszerzała „egzekucji” na Litwę ani na owe ziemie południoworuskie. Rzecz ściśle (polityczna okazała się dla dziej ów kultury polskiej wagi pierwszorzędnej, bo polonizacja Rusi litewskiej szła odtąd w przyspieszonym tempie; niebawem okazała się potrzeba przetłumaczenia Statutu litewskiego na polski i zaczęło się powoli wycofywać ruskie najpierw pismo z obiegu: najbliższe pokolenie czytało jeszcze po rusku, jeszcze i na początku XVII wieku, ale już nie pisało, a w drugiej połowie i czytać zapomniało, i Statut obowiązywał nadal w polskim brzmieniu. Na równi z językiem szerzyła się obyczajowość polska i asymilacja w sferach wyższych, tak że w końcu wszelkie różnice etniczne wśród nich się zacierały. Mogli się Radziwiłłowie i Chodkiewicze i po unii lubelskiej nosić z myślą oderwania Litwy, poza sferę platonicznych projektów to już nie wychodziło; związek zaś kulturalny, także dzięki szkołom, zacieśniał się z każdym lat dziesiątkiem.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Carowie Szujscy na Sejmie warszawskim (Jan Matejko).

Carowie Szujscy na Sejmie warszawskim
(29 października 1611 r.). Mal. Jan Matejko (1892 r.).

Jan Matejko wzorował się na zaginionym obrazie Tomasza Dolabelli "Przyjęcie Szujskich w Sali Senatu w 1611 r".  Przedstawiona powyżej scena wydarzyła się 29 października 1611 roku, w Wielkiej Sali Senatu, na Zamku Królewskim w Warszawie. Carowie Szujscy zostali wzięci do niewoli (czy raczej przejęci od moskiewskich spiskowców, którzy ich wcześniej uwięzili) przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego 13 dni po bitwie pod Kłuszynem (4 lipca 1610 r).
Z lewej strony widzimy króla Zygmunta III Wazę siedzącego w stroju koronacyjnym na tronie okrytym szkarłatem z biały orłem. Przed królem stoi hetman Żółkiewski wskazujący na Szujskich. Jeden z nich pada na kolana dotykając czołem posadzki. Drugi schyla się w głębokim ukłonie. Z prawej strony widać moskiewskie sztandary zdobyte pod Kłuszynem.
.

Adwent (Z. Gloger).

Wieniec adwentowy. Cztery świece symbolizują
cztery niedziele adwentu.


Adwent
(Encyklopedia Staropolska Zygmunta Glogera).


Z łaciny adventus, przyjście, czyli Narodzenie Chrystusa, nazywany był niegdyś po polsku czterdziestnicą, ponieważ dawniej trwał, jak post wielki, dni 40, a zaczynał się na drugi dzień po św. Marcinie. Stąd powstał zwyczaj ucztowań na gęsi pieczonej, jako w dniu ostatnim przed czterdziestnicą. A że w polskim klimacie jest to początek zimy, więc i wróżby czyniono z gęsich kości, jaka będzie zima? Z pierwszą niedzielą adwentu zaczyna się nowy rok kościelny, że zaś polskim obyczajem w ostatnim dniu roku starego czyniono zawsze wróżby na rok nowy, stąd owe wróżby zamążpójścia w przeddzień św. Andrzeja (równie jak w dniu 31 grudnia). W Krakowie podczas adwentu kapela na instrumentach dętych grywała hejnały z wieży marjackiej (ob. Hejnał), na pamiątkę słów pisma św.: „Śpiewaj trąbą Syonie” (canite tuba Sion), czyli zapowiedzianego wezwania Archanioła na Sąd ostateczny, gdy Chrystus przyjdzie powtórnie. Na Mazowszu i Podlasiu przez cały adwent, rano i wieczorem, wyszedłszy przed dom na miejsce otwarte, grają na ligawkach (ob. Ligawka), tony proste, melodyjne, które w cichy a mroźny wieczór słychać z wiosek dalekich. Lud polski, podczas adwentu, jak na Wielkanoc, idzie do spowiedzi, wesoła muzyka i śpiewki milkną wszędzie, bo jak mówi stare przysłowie o patronach, rozpoczynających adwent:

Święta Katarzyna klucze pogubiła,
Święty Jędrzej znalazł – zamknął skrzypki zaraz.

Do pory adwentowej mają Polacy przepowiednie rolnicze i przysłowia:
1) Gdy w adwencie sadź na drzewie się pokazuje, to rok urodzajny nam zwiastuje. 2) Co zamorzysz w adwencie, tego nie dobędziesz po święcie.
3) Kto się zaleca w adwenta, ten będzie miał żonę na święta.
4) Kto ziemię w adwent pruje, ta mu trzy lata choruje.
5) W adwenta same posty i święta (roraty codziennie odprawiane).

Z polskich pieśni adwentowych XVI i XVII wieku przytaczamy słowa i nuty następnej (ze zbiorów p. Polińskiego):
Boże wieczny, Boże żywy,
Odkupicielu prawdziwy,
Wysłuchaj nasz głos płaczliwy!
Któryś jest na wysokości,
Schyl nieba, użycz litości,
Spuść się na nasze niskości!
O niebieskie góry mnogie,
Spuśćcie rosę na ubogie,
Dajcie nam zbawienie drogie.
Nie trzymajcie Przejrzanego,
Chmury gęste, z dżdżem naszego
Przynieście Sprawiedliwego!
Przyjdź co rychlej, Miłosierny
Panie Boże nasz Niezmierny.
Ciebie czeka lud Twój wierny.
Obejdź się z nami łaskawie,
Zmiłuj się nad nami, Panie,
Racz przyjść ku naszej naprawie!
Racz odmienić swój gniew srogi;
Daj, aby człowiek ubogi
Nawiedził Twe święte progi.
Usłysz płacz stworzenia Swego,
Daj doczekać uciesznego
Narodzenia Syna Twego.
Amen, amen, raczysz to dać,
Byśmy się tam mogli dostać,
W niebie z anioły królować.

niedziela, 27 listopada 2011

Arsenał - epoka stanisławowska do Powstania Kościuszkowskiego - piechota liniowa cz. IV.

3 Regiment piechoty gen. Czapskiego. Od lewej: oficer sztabowy 1791-94,
młodszy oficer według przepisu z 17 lipca 1791,
oficer w garnizonie lubelskim 1793.  Rys. B. Gembarzewski.

Od lewej: szeregowy 7 regimentu Potockiego (starosty Szczyrzyckiego) 1791-94, porucznik 7 regimentu, oficer 8 regimentu Buławy Polnej Koronnej z 1794,
szeregowy 9 regimentu mjr Filipa Raczyńskiego z 1794. Rys. B. Gembarzewski.

Od lewej: młodszy oficer 11 regimentu Ordynacji Rydzyńskiej Działyńskiego w mundurze paradnym z 1794, młodszy oficer w kapocie 10 regimentu
pieszego grenadierów Ilińskiego 1793, szeregowy 11 regimentu,
szeregowy regimentu Ilińskiego. Rys. B. Gembarzewski.

Od lewej: szeregowy 2 regimentu Buławy Wielkiej Wielkiego Księstwa Litewskiego płk. Morawskiego według przepisu z 1789 r., oficer tegoż regimentu,
szeregowy 3 regimentu Buławy Polnej Wielkiego Księstwa Litewskiego płk. Giedroycia, szeregowy 4 regimentu Buławy Polnej Wielkiego
Księstwa Litewskiego płk. Papłońskiego. Rys. B. Gembarzewski

Polskie ordery - cz. I (Z. Gloger).



Ordery polskie - cz. I.
(Encyklopedia Staropolska Z. Glogera).


 Niektórzy pisarze, jak: Kromer, Spener, Schönebeck, Moreri, a za nimi Fr. Sapieha, utrzymują, iż założycielem pierwszej oznaki orderowej w Polsce, pod nazwą Orła Białego, miał być Władysław Łokietek, który podczas uroczystości weselnej syna swego Kazimierza (Wielkiego) z Aldoną, córką Gedymina, podobno oznakę tę rozdawał zebranym na godach weselnych panom. Oznakę orderową stanowić miał troisty łańcuch złoty, małymi orzełkami jakby ogniwami spojony, u którego na dwuch krótkich łańcuszkach zawieszony był orzeł biały ukoronowany, utrzymujący złotą obrączkę na łańcuszku, założonym na szponach. Schönebeck w swojej „Historyi orderów” mówi, że kawalerowie oprócz łańcucha na szyi w dni uroczyste nosili płaszcz błękitny, na którym był orzeł biały srebrem wyhaftowany. Nazwa Orła Białego nie była używana. Ozdobę tę nazywano przepasem rycerskim, łańcuchem złotym lub też naszyjnikiem, a jak świadczą portrety z XVI-go wieku, składała się ona zwykle z łańcucha i orła na nim zawieszonego. Za czasów Zygmunta I-go powstał w Polsce zwyczaj noszenia na łańcuchach często kunsztownej roboty, lub też na wstęgach medali, którymi królowie, w dowód łaski lub też w uznaniu położonych dla tronu i kraju zasług, obdarzali panów, dygnitarzy państwa i dostojników kościoła. Władysław IV-ty, idąc za namową kanclerza Jerzego Ossolińskiego, w r. 1634 zamierzał ustanowić pierwszy we właściwem tego słowa znaczeniu order polski pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (Equitum conceptionis beatae immaculatae Virginis), ale oznaka ta wobec głoszonej przez szlachtę równości, pomimo że kanclerz uzyskał już był zatwierdzenie przez papieża Urbana VIII-go jej ustawy (z 22 §§ złożonej), wraz z wielu innymi projektami tego monarchy nie utrzymała się i stanowienie orderów zostało prawem sejmowem zakazane. Wizerunek orderu Niepokalanego Poczęcia podaje Fryderyk Sapieha, autor obszernej monografii orderu Orła Białego, która najprzód w języku łacińskim w r. 1730-ym ukazała się w Kolonii, p. t. Adnotationis historicae de origine, antiquitate, excellentia heroici ac celeberrimi in Regno Poloniae ordinis Aquilae Albae, a następnie w tymże samym roku wyszła w przekładzie polskim Adama Chodkiewicza w tłoczni jezuitów warszawskich. Oznakę orderową stanowić miał łańcuch złoty z ogniwami naprzemian w ten sposób ułożonemi, iż jedne przedstawiały lilję białą promieniami otoczoną z napisem In Te (w Tobie), drugie zaś snop strzał wstęgą białą przewiązany, z napisem na niej: Unita virtus (zjednoczona siła). Na tym łańcuchu był zawieszony krzyż czerwono emaljowany, mający z jednej strony wizerunek N. Panny z założonemi rękoma, smoka depczącej nogami, i wokoło napis: Vicisti vince (zwyciężyłaś, zwyciężaj), a z drugiej strony mający orła białego z rozpostartemi skrzydłami. Najwyższym zwierzchnikiem orderu Niepokalanego Poczęcia miał być zawsze król. Poczet kawalerów nie mógł przechodzić liczby 72-ch, przyczem do orderu mogli być przyjmowani monarchowie innych państw oraz osoby cudzoziemskie, byleby kategorja tych kawalerów nie przekraczała liczby 24-ch. Dawszy powyższą wiadomość o dwuch pierwszych znakach orderowych, t. j. podaniowym Łokietka i projektowanym Władysława IV, przechodzimy do trzech faktycznych orderów polskich ustanowionych w ostatniem stuleciu bytu Rzplitej. 1) Order Orła Białego ustanowił król August II, zwany „Mocnym”, w d. 1 listopada 1705 r. podczas zjazdu z Piotrem Wielkim w Tykocinie, gdy wyparty prawie z całej Polski przez Szwedów i stronników Leszczyńskiego, który
świeżo w d. 4 października został koronowany w Warszawie przez arcybiskupa Konst. Zielińskiego, szukał pomocy rosyjskiej przeciw Stanisławowi i korzystając z rozdwojenia narodu, chciał szczególną oznaką nagrodzić kilku przychylnych sobie magnatów i zjednać innych. Jakoż panom zebranym wówczas w Tykocinie rozdał medale na czerwono emaljowane, mające po jednej stronie wizerunek orła białego i napis: Pro Fide, Rege et Lege (za wiarę, króla i prawo), po drugiej zaś stronie litery A. R. (Augustus Rex) do noszenia na lewym boku na wązkiej błękitnej wstążce. Wkrótce król, chcąc ustanowioną oznakę więcej uświetnić, zamienił medal na krzyż ośmiorożny, podobny do francuskiego orderu św. Ducha, na czerwono emaljowany z białymi brzegami, na którym był rozpostarty orzeł biały z koroną; z kątów ramion krzyża wychodziły 4 promienie brylantami wysadzane, u góry królewska korona złota. Kawalerowie nosili order na szyi na wstędze białej z czerwonymi szlakami. W r. 1713-ym August II wprowadził nową zmianę, według której oznakę orderową stanowiła wstęga błękitna morowa, z lewego ramienia do prawego boku przepasana, u dołu na wiązaniu z tejże wstęgi krzyż złoty bez korony królewskiej na czerwono emaljowany i brylantami wysadzany, na nim zaś orzeł biały emaljowany z rozpostartemi skrzydłami; na stronie odwrotnej krzyżyk wsparty saskimi mieczami i cyfrą królewską A. R. (Augustus Rex), oraz napis: Pro Fide, Rege et Lege. Oprócz orderu kawalerowie na lewej stronie piersi nosili dużą gęsto promienistą gwiazdę złotą, ozdobioną brylantami, na której był krzyż srebrny z napisem, rozłożonym na cztery ramiona: Pro Fide, Rege et Lege. Na gwiaździe noszonej przez monarchę, zamiast wyrazu Lege, było Grege, co oznaczało „za naród”. Osoby duchowne nosiły order na wstędze nie przez ramię, lecz na krzyż zawieszonej; na lewej piersi, jak inni kawalerowie, gwiazdę.

Pogrzeb J. Piłsudskiego - cz. III.

Trumna marszałka Piłsudskiego na lawecie armatniej
(Pole Mokotowskie).

Trumna marszałka Piłsudskiego niesiona przez generałów
na dworcu krakowskim.

Kondukt wyrusza spod dworca w Krakowie.

Wdowa przed trumną marszałka w krypcie
Św. Leonarda na Wawelu.

piątek, 25 listopada 2011

Pogrzeb Józefa Piłsudskiego - cz. II.

Wdowa z córkami prowadzone przez
generałów Rydza - Śmigłego i Sosnkowskiego.


Ostatnia defilada szwoleżerów przed trumną marszałka Piłsudskiego.

Generał Rydz - Śmigły na czele grupy generałów przed
trumną marszałka Piłsudskiego.

Prezydent Ignacy Mościcki w otoczeniu adiutantów
w kondukcie pogrzebowym Józefa Piłsudskiego.

Urodzeni (Z. Gloger).

Jan Nepomucen Lewicki „Typy szlacheckie” - grafika (XIX w.)



Urodzeni
(Encyklopedia Staropolska Z. Glogera)/ 

tytuł szlachty polskiej. Powiada Jul. Bartoszewicz, że kiedy w dobie jagiellońskiej rozwijała się hierarchja narodowa, kancelarja koronna poczęła dobierać właściwych przymiotników, żeby nikomu nie uchybić. Równość wszystkiej szlachty była wobec prawa, ale nie mogło być równości władzy, znaczenia, powagi, dostojności. Uczczenie należało się urzędowi, do którego choćby najświetniejszego każdy mógł dojść przez równość szlachecką. Kancelarja stanowi prawo obyczajowe, oznacza stopień uczczenia i grzeczności. Jagiellonowie robili różnicę w uczczeniu pomiędzy senatorami i zwykłą szlachtą, Zygmuntowie już szli za tradycją, zowiąc senatorów illustres, magnifici, co po polsku wytłómaczono na wielmożnych. Nie senatorów zwali wogóle generosi, t. j. ludźmi mającymi ród, genus, czyli szlachecką dostojność, nazwisko rodowe, herb. Litwa w XVI w. zaczęła naśladować Koronę. Generosus wytłómaczono na polskie urodzony. Urodzonym był każdy szlachcic, nie senator, ale urzędnik wojewódzki, ziemski, powiatowy. Zygmunt August w uniwersale poborowym z r. 1564 urodzonymi nazywa nawet tych ziemian, którzy żadnego nie posiadali urzędu, ale powołani zostali na poborców po ziemiach. Słusznie mówi Lelewel w rozprawie „Zaszczyty i tytuły”, rozdział 3-ci „Uczczenie”, że tytuł urodzony nie cierpiał stopniowania. Wielmożni mogli zwać się jaśnie wielmożnymi, wielebnymi, przewielebnymi i t. d., ale każdy szlachcic był dobrze urodzonym, bene natus, jeden od drugiego lepiej się nie rodził. Wielmożność senatorów nie była oznaką lepszego ich urodzenia, ale tylko większej powagi w kraju. Był to zwyczaj nietylko polski ale ogólnie słowiański, przynajmniej w Czechach i na Morawie praktykowany, gdzie także byli wielmożni i urodzeni. Tam uszlachceni rycerze nie zasiadali odrazu w poczcie władyków, tytułowano ich sławetnymi i dopiero dzieci ich zwano „urodzonymi władykami”. Kancelarja koronna zawsze pisała do wojewodów i kasztelanów starszych, imieniem króla: „wielmożny uprzejmie nam miły!”, do kasztelanów zaś powiatowych (zwanych drążkowymi, że krzeseł w sejmie wyznaczonych konstytucją nie posiadali): „urodzony uprzejmie nam miły”. Do ostatniej chwili Rzplitej widzimy po konstytucjach to rozróżnianie dwuch stopni: wielmożnymi są starsi senatorowie, młodsi zaś wraz z całą szlachtą są tylko urodzonymi. Pierwej było tylko kilku „jaśnie wielmożnych” w Polsce, potem, gdy szlachta drobna zaczęła nazywać każdego wielmożnego jaśnie wielmożnym, tytuł wielmożny spadał coraz niżej i powszedniał, służąc wszystkim urodzonym, Gdy więc po upadku Rzplitej każdy urodzony został wielmożnym, nawet i ten, który nic nie znaczył i nic nie mógł, wówczas starodawny tytuł „urodzony”, nie rozumiany już właściwie i stąd nieraz wyśmiewany, wyszedł zupełnie z użycia.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Pogrzeb Józefa Piłsudskiego - cz. I.

Członkowie rządu po wyniesieniu trumny Józefa Piłsudskiego
z warszawskiej katedry stawiają ją na lawecie armatniej.


Przedstawiciele obcych rządów w warszawskim kondukcie.


Kardynał Kakowski w otoczeniu prałatów i kanoników
przed trumną Józefa Piłsudskiego (Warszawa).

Premier Walery Sławek, marszałkowie Sejmu i Senatu w warszawskim
kondukcie pogrzebowym Józefa Piłsudskiego.

piątek, 18 listopada 2011

Handel - cz. IV (Z. Gloger).

Pałac Teppera-Dückerta w Warszawie. Fot. Wikipedia.

Handel - cz. IV.
(Encyklopedia Staropolska Z. Glogera).

 Co się zaś tycze stanu szlacheckiego, to był on wówczas w ścisłem znaczeniu tego słowa zakonem, rycerskim, który musiał być tak samo zabezpieczonym przed dezercją ze swych szeregów, jak jest dzisiaj zabezpieczone każde wojsko, którego oficerom nie wolno również i wątpliwem jest czy przy największym postępie będzie wolno za lat tysiąc odbiegać z szeregów i stawać za ladą kramniczą z łokciem lub w szynkowni z kwartą. Szlachcic miał liczne przywileje stanowe za to, że winien był posiadać sztukę rycerską i pozostawać z szablą przy boku w wiecznej gotowości do przyjęcia wici o pospolitem ruszeniu i skoczenia na koń, aby przelać krew w obronie kresów ziemi swojej. Jeżeli porzucał zakon rycerski, zostając w mieście kramarzem lub szynkarzem, prosta logika wskazywała, że powinien był tracić przywileje stanu, z którego dezertował. Brak podobnego prawa świadczyłby o karygodnej nieprzezorności tych, których obrona całości państwa była obowiązkiem sumienia. Szlachcic dawny bez ujmy czci rycerskiej handlował wszystkimi produktami swej roli w sposób, jaki mu się żywnie podobało. Rządny gospodarz pod wielkiemi miastami ze wszystkiego umiał ciągnąć korzyści. Za czasów Górnickiego krowy pod Gdańskiem przynosiły rocznie za nabiał po 30 złotych ówczesnych dochodu. Chowem wełnistych owiec celowała szlachta wielkopolska. Wołu starego kupił szlachcic za dwie kopy groszy, a wypasłszy, sprzedał za cztery. Za wieprzka płacił pół kopy, a za poleć słoniny brał kopę. Źrzebca kupował za 10 złotych, a sprzedawał potem za 30. Gęsi wypasano na pastwiskach nie koniecznie owsem (Reja „Żywot pocz. czł.”). Woły pędzono do Królewca, Gdańska, Wrocławia, Brzegu. Człowiek, który woły pędził, zwał się „wołowiec,” a nikt w podróży nie bronił popasać woły na przydrożnych pastwiskach i lasach. Jan Chryzostom Pasek walczył długo pod Czarnieckim, a osiadłszy w Smogorzewie, opisuje, jak w r 1670 puścił się Wisłą na flis i zboże swoje w Gdańsku zręcznie sprzedał, współzawodnicząc z Piegłowskim, starostą ujskim i z Opackim, cześnikiem ziemi warszawskiej. W r. 1671 chodził Pasek raz wtóry do Gdańska i zboże swoje sprzedał „panu Wandernemu, poczciwemu bardzo kupcowi.” Z wyrażenia tego nie widać, aby szlachta polska miała kupców w takiej pogardzie, jak utrzymują niektórzy. O podróżach swoich ze zbożem szkutami Wisłą do Gdańska wspomina jeszcze Pasek w latach 1675, 1677, 1680, 1681, 1683. W r. 1685, dowiedziawszy się o nieurodzaju i drożyźnie jarzyny w Wielkopolsce, Pasek naładował „dubas” jęczmieniem i grochem, i poszedłszy sam sprzedał Wielkopolanom w maju, a uskarża się tylko, że „gdybym był tygodniem trochę pośpieszył, póko nie tak nawieziono, wziąłbym był za korzec drugie tyle”. W tymże roku chodził jeszcze na flis ze zbożem do Gdańska, a w następnym również z czworgiem statków naładowanych pszenicą, powrócił zaś do domu lądem, jak to nieraz zwykł czynić. Jeszcze za czasów saskich nawet możni panowie nieraz udawali się ze zbożem do Gdańska, posiadając całe floty swoich szkut na Wiśle, Narwi i Bugu, jak to czytaliśmy w rękopiśmiennym pamiętniku Wiktoryna Kuczyńskiego, kasztelana podlaskiego. Podług wyliczenia współczesnego, które mamy, poszło z Polski do Holandyi od 16 czerwca do 21 listopada 1710 r. pszenicy łasztów 3286 i korcy 36; żyta ł. 6432 i kor. 22; jęczmienia ł. 562 i kor. 5; słodu łasz. 33 i kor. 6; tatarki ł. 125; grochu ł. 28 i kor. 54; jagieł łasz. 27 i kor. 43; kaszy tatarczanej łasz. 5 i kor. 57; kaszy jęczmiennej łasz. 13 i kor 20; owsa przywieziono do Gdańska w tymże czasie łasz. 1097 i kor. 24, ale do Holandyi nie wyprawiono z tego nic. Kresem pomyślności handlowej i zamożności miast polskich było 12-lecie zwane krwawym potopem, 1648 – 1660. Oprócz Gdańska wszystkie miasta przechodziły przez ręce nieprzyjaciela, palone lub bombardowane i obłożone kontrybucjami. Nadludzkiemi wysileniami – jak się wyraża Korzon – bitnej jeszcze szlachty i bohaterskich wodzów ocalała wtedy Polska, ale jej dobrobyt ekonomiczny poniósł klęskę śmiertelną, zwłaszcza, że przez całe pół wieku snuło się nieprzerwane pasmo wojen. Fabryki sukienne, kopalnie, rzemiosła i handel upadły. Dopiero pod koniec panow. Augusta III budzi się ruch umysłowy i wznoszą firmy bankierskie, wśród których Piotr Tepper dorabiał się sławy najbogatszego bankiera północy. Ale tymczasem nadciągnęła katastrofa I-go rozbioru 1772 – 1773 i zabójczych traktatów handlowych pruskich.


poniedziałek, 14 listopada 2011

Handel - cz. III (Z. Gloger).

Alegoria handlu Gdańskiego.
Izaak van den Blocke.


Handel cz. III.
(Encyklopedia Staropolska Z. Glogera).


Od XIV wieku handel był zorganizowany w bractwa czyli rodzaj spółek kupieckich. Z Francją był traktat handlowy z r. 1500, który zawierając, Jan Olbracht, Ludwik XII i Władysław, kr. czeski i węgierski, przyrzekli sobie wzajemną wolność handlu. Po obraniu Walezego, Karol IX, król francuski, nadał kupcom polskim równe prawa z francuskimi i obiecał wyznaczyć port na skład handlu polskiego. Holendrzy, Anglicy i Szkoci mieli zupełnie wolny handel w Polsce i nawzajem Polacy u nich. O handlu zboża kupców lwowskich z Gdańskiem, także o handlu karawanowym między Lwowem i Stambułem, o wywożeniu z Polski sukna kościańskiego, bieckiego, chęcińskiego, wolborskiego i wschowskiego na półwysep bałkański podaje ciekawe szczegóły Wł. Łoziński w dziele swojem „Patrycjat i mieszczaństwo lwowskie.” Czasem – pisze Łoziński – całkiem doraźnie wystrzelił jakiś lokalny przemysł, np. w XVI w. czapnictwo. Lwów i Kraków zaopatrywał w czapki księstwa naddunajskie. Lwowski czapnik Dymitr obowiązuje się r. 1557 wzamian za 10 kuf małmazyi dostarczyć 3,000 czapek „roboty swojej własnej wedle próby.” Michał Hanel wywozi r. 1559 na Wołoszczyznę raz 6 fas czapek, później 800 sztuk. Jarosz Wedelski wysyła do Stambułu 200 „czapek lwowskich.” Polska – pisze Tadeusz Korzon – zwana była do połowy XVII w. „spichrzem Europy,” bo przy rozwijającej się wielkiej uprawie wysyłała coraz więcej produktów gospodarstwa rolnego do miast hanzeatyckich, Anglii, Holandyi, a czasem do Francyi, Hiszpanii, Włoch. Wywóz jej zbóż dosięgał swego maximum przez Gdańsk w ilości 128,000 łasztów (30 korcowych) w r. 1648. Doliczając zaś spław Wielkopolski Wartą i Odrą, a z Litwy Niemnem do Królewca i Dźwiną do Rygi, Cellarjusz w „Descriptio Poloniae” oznacza ogólną sumę rocznego wywozu zbóż na 365,000 łasztów. Pędzono też za granicę wołów po 60,000 na rok, podług rachuby Opalińskiego. Produkowała to wszystko szlachta, a za to sprowadzała sobie damascenki, turkusy, kobierce, altembasy ze Wschodu, aksamity, jedwabie z Włoch, piękne sukna z Flandryi, wyroby płócienne i bawełniane z Holandyi i Niemiec; wino z Węgier i wysp greckich. Piotr Zbylitowski w „Schadzce ziemiańskiej” narzeka na ogrom pieniędzy, wysyłanych za granicę:

„Na wino, na korzenie: dopieroż bławaty,
Aksamity, hatłasy, złotogłów, szarłaty.
Kiedyby te pieniądze doma zachowano,
Co ich przez rok do cudzej ziemie wywieziono:
Pewnieby znaczne były, nie takby niszczały
Rzeczy nasze, nie takby i stany drobniały.”

Wartość pieniędzy ciągle spadała; w roku 1611 ulegalizowano cenę dukata aż na 79 groszy srebrnych, a talara na 40. Obwiniano Zygmunta III o spodlenie monety, ograniczono r. 1604 liczbę mennic do 4-ch, zmuszono go nareszcie do zrzeczenia się całkiem regalii monetarnej. Tymczasem teraz okazuje się – pisze Korzon – że nie on był winien, lecz niemieccy obrzynacze i przetapiacze, t. zw. „Kipper und Wipper,” których działalność sięgała do Polski. Pomimo to wszystko dobrobyt powszechny wzrastał pomyślnie za czasów Zygmuntowskich i za Władysława IV. Poselstwa polskie wjeżdżały do obcych stolic z imponującym przepychem, jak np. r. 1573 po Walezjusza do Paryża, r. 1633 Ossolińskiego do Rzymu. U magnatów „pachołcy w karmazynowych deljach, w żupanach atłasowych żółtych, woźnice w takichże barwach chodzili; karety aksamitem niestrzyżonym miasto skóry, a wewnątrz białym tureckim złotogłowiem obijano; asystencje pańskie, o Boże, jakie gromadne bywały!” Gdy „wielki” elektor brandeburski, Fryderyk Wilhelm II, składał w Warszawie d. 7 paździer. 1641 r. hołd przed Władysławem IV, „aż do Ujazdowa całe pola okryły asystencje pańskie.” W archiwach, pamiętnikach i inwentarzach domowych szlachty znajdujemy długie regestry klejnotów i zasobów domowych przez pokolenia skrzętnie gromadzonych. Dla kupców nie było zbyt uciążliwem cło, pobierane zarówno od wywozu jak przywozu, czysto finansowe, zastępujące dzisiejsze patenty. Więc też i między mieszczanami Starowolski wie o takich, którzy w r. 1600 dawali córkom po 100,000 czerwonych złotych posagu, gdy dawniej, a mianowicie za panowania Krzyżaków u ujścia Wisły, t. j. przed r. 1466, zaledwo senator mógł się zdobyć na 100 grzywien czyli 50 funtów srebra. Prawa oszczędnicze z XVII w. (z lat: 1613, 1620, 1629, 1655, 1683) świadczą, że mieszczanie kochali się w przepychu, jedwabiach, drogich futrach i klejnotach. O bogactwie patrycjuszów lwowskich ciekawe szczegóły podaje Wł. Łoziński. Kraków w XVI w. dochodził 80,000 mieszkańców, należał zatem wówczas do większych miast w Europie; Lublin liczył 40,000 mieszkańców i słynął z jarmarków, na które zjeżdżali się kupcy ze wszystkich narodów Europy a nawet Arabowie. Na Litwie Wilno i Kowno posiadały faktorje kupców cudzoziemskich. Do Moskwy za każdym posłem polskim ciągnął tabor wozów kupieckich. Największe obroty handlowe robi Gdańsk, posiadający słynną od XV wieku giełdę zwaną Artushof, utrzymuje silną fortecę, liczną załogę i znaczną flotę. Wobec tych wszystkich faktów, oburzanie się wielu historyków naszych na „wrogi handlowi duch prawodawstwa sejmowego,” na zwolnienie produktów gospodarstw szlacheckich i towarów sprowadzanych przez szlachtę dla siebie od wszelkich opłat celnych, na wzbronienie szlachcie parania się kramarstwem i szynkarstwem w miastach, dowodzi tylko mierzenia skalą pojęć dzisiejszych zupełnie odrębnych stosunków dawnych. Jeżeli któryś z historyków naszych przytacza pomiędzy powodami upadku miast i handlu uchwałę sejmową z r. 1633, że „każdy szlachcic szlachectwo traci, jeżeli będąc w mieście osiadły, handlami i szynkami się bawi miejskiemi i magistratus miejskie odprawuje,” cóż dopiero dziwić się różnym dzisiejszym dziennikarzom i belletrystom, że w prawie powyższem dopatrują jedną z przyczyn upadku Polski i na rozmaite sposoby ten „łokieć i kwartę” jako synonim średniowiecznego zacofania trawestują. Nikt zaś nie przypuszcza, że dla mieszczaństwa prawo to było dobrodziejstwem pożądanem, zasłaniając je przed konkurencją szlachty w dziedzinie kramarstwa.

Chrzest Litwy (Jan Matejko).


Chrzest Litwy (fragment)
 
Mnich franciszkanin błogosławiący biblią. Przed nim z włócznią Skirgiełło Iwan, książę trocki i połocki oraz podparty pod boki Witold Aleksander, książę grodzieński, wielki książę litewski . 
Jan Matejko namalował "Chrzest Litwy w 1889 r.  Obraz (znajdujący się obecnie na Zamku Królewskim w Warszawie) przedstawia scenę uroczystego chrztu dostojników i ludu litewskiego.  Odnosi się do wydarzeń z 1387 roku. W lutym tegoż roku król Władysław Jagiełło przybył do Wilna, razem z franciszkanami, którzy rozpoczęli rekolekcje i nauki dla litewskich wielmożów. Oficjalnie chrystianizacji Litwy zakończyła się w 1388 r.

wtorek, 8 listopada 2011

Handel - część II (Z. Gloger).

Przywilej prawa składu dla Leszna (1669 r.).



Handel (część II).
(Encyklopedia Staropolska Z. Glogera).

W pierwszej połowie XV w. Krzyżacy śmiercią ukarali kupca Wita Marksera za to tylko, że Wisłą towary na statkach spławiał z Gdańska do Krakowa, a to dlatego, aby takiem okrucieństwem zrażeni kupcy unikali tej drogi i pozbawili Polskę dochodów, sprawiedliwie jej należnych. Długosz w XV w. pisze, iż spławiała Polska Wisłą rozmaitego rodzaju drzewo dębowe, cisowe na opał i budowę statków, smołę, popiół, jesiony, płótna, terpentynę, żywicę, wosk, miód, ołów, żelazo i zboże. Były wówczas drogi spławu wodnego otwarte i na Wschód, skoro, jak opowiada Długosz, „1415 r. przybyli do króla Władysława (Jagiełły) posłowie patryarchy i cesarza greckiego z listami i urzędowemi pismy, prosząc, aby im ściśnionym zewsząd i zagrożonym od Turków przynajmniej zboża udzielić raczył.” Król Władysław, litując się nad ich niedolą, kazał im wydać żądaną ilość zboża, a do odebrania go naznaczył port swój królewski Koczubejów.” Narwią i Wisłą na wody morskie spławiano z puszczy Białowieskiej maszty dla floty hiszpańskiej i portugalskiej (o czem relacje ówczesne napotkał prof. Ad. Pawiński w archiwach madryckich i lizbońskich). Marcin Kromer w wieku XVI, dając ogólny rzut oka na handel w Polsce, pisze: „Niemało też krąży u nas cudzoziemskiej monety, która drogą handlową przychodzi, bo też wielkie są jak nigdy stosunki Polski z innymi krajami co do handlu rozmaitych przedmiotów. Zamiana towarów także jest niemała. Wywożą zaś od nas przedewszystkiem żyto, pszenicę, jęczmień, owies i inne zboża, len, chmiel, skóry wołowe, wyroby białoskórnicze, miód, wosk, bursztyn, smołę, popiół, drzewo towarne, deski i inne przedmioty do budowli okrętów i ozdoby domów potrzebne; toż piwo i pewną trawę przydatną do farbowania wełny i jedwabiu. Wołów, skopów i koni naszych potrzebują nietylko sąsiednie lecz i dalsze narody, mianowicie koni, które już to dla swej chyżości, wytrzymałości w pracy i w znoszeniu niewygód, już dla łatwości wyjeżdżania, w najdalsze strony świata są poszukiwane. Przywożą zaś zewsząd: tkaniny jedwabne i złote, nawet cieńsze wyroby z wełny i lnu, kobierce, obicia i insze ozdoby ścian, ludzi i koni, ku czemu Polska nie posiada dosyć doskonałych rękodzielniczych wyrobów, lubo surowych materjałów nawet inszym narodom dostarcza. Do dalszych przywozowych towarów należą: perły, drogie kamienie i futra sobole, rysie, kunie, morskich myszy, lisie, niedźwiedzie i inszych zwierząt, których mnogość dostarczają lasy Północy i Wschodu; dalej przychodzą: wizina, śledzie i insze usolone albo zasuszone na wietrze ryby morskie; toż miedź, mosiądz i stal w stanie surowym lub wyrobionym. Wołów dostarczają bogate pastwiska Wołoszczyzny, Mołdawii i Bessarabii a koni Węgry. Wina przywożą z Węgier i Morawy, a lubo w mniejszej ilości, z Austryi, Recyi, Slawonii, Włoch, z wyspy Krety i Grecyi. Do Gdańska na okrętach przywożą wino reńskie, francuskie, hiszpańskie, kanaryjskie i kretańskie. Z daleka od Wschodu i Zachodu przybywają tu wespół z winem i futrami, ze złotymi i jedwabnymi wyroby, wonności, przysmaki i rozmaite stołowe przyprawy. Tak więc stosunki przywozowego i wywozowego handlu Polacy utrzymują z mieszkańcami odnogi Winickiej i oceanu Niemieckiego, z Pomorzem, Mechelburgiem, Holzacją, Danją, Fryzją, Holandją, Brabancją i inszymi Belgijskimi narody, z Francją, Inflantami, Moskwą, Szwecją, Norwegją, Anglją, Szkocją, a nawet Hiszpanją i Portugalją; przez morze Czarne odbywa się handel z narodami tureckich posiadłości; lądowy z Niemcy, Morawą, Śląskiem, Czechami, Węgry, Włochami, Multany, Moskwą, Armenją i Turcją.” Komor celnych nie znano wówczas na granicach państwa, ale wyznaczano trakty handlowe wewnątrz kraju, kędy w pewnych miastach i zamkach, których nie wolno było omijać, cła były opłacane. Kazimierz Wielki kazał kupcom pruskim jeździć z towarami do Wrocławia na Toruń, Radziejów, Konin, Kalisz, Ostrzeszów, zaś do Włodzimierza na Wołyniu na Czechów, Kazimierz nad Wisłą i Lublin. Do Węgier mieli przepisaną drogę na Brześć kujawski, Łęczycę, Opoczno i Sandomierz. Przez traktat zawarty r. 1390 z książęty pomorskimi i miastami: Szczecinem, Stralsundem, Wolgastem, Greifswaldem i miastami hanzeatyckiemi: Hamburgiem, Lubeką, Wismarem, Rostokiem, oraz Frankfurtem nad Odrą i Landsbergiem, Władysław Jagiełło wyznaczył gościniec handlowy z Niemiec północnych do Krakowa na Skwierzynę, Poznań i Piotrków lub Łęczycę. Władysław Warneńczyk r. 1444 kazał kupcom poznańskim prowadzić wszelkie towary do Gdańska na Nakło i Tucholę, a do Warszawy przez Słupcę, Kleczewo, Kłodawę i Łowicz. W wieku XV napotykamy już ustawy o spławności rzek polskich, a starostowie pilnują tak traktów wodnych jako i lądowych, i mają obowiązek udzielać pomocy kupcom, prowadzącym towary. Poznań wyrobił sobie r. 1394 u Władysława Jagiełły przywilej składu, t. j. że każdy kupiec przyjezdny musiał przynajmniej trzy dni bawić w tem mieście ze swoim towarem, a dopiero, gdy go tam nie rozprzedał, mógł jechać w dalszą podróż. Żeby jednak podobne prawo nie przynosiło szkody miejscowemu handlowi kramarskiemu, wyrabiały sobie potem miasta przywileje, że kupcom przyjezdnym nie wolno było prowadzić rozprzedaży detalicznej, ale tylko hurtową, np. szafran mogli przedawać tylko na funty, inne towary kolonjalne na kamienie, materje jedwabne na sztuki, a sukno na postawy i t. d. W Toruniu prawo składowe było tak dalece pilnowane, że żaden kupiec przyjezdny nie mógł drugiemu przyjezdnemu nic sprzedać, ale tylko kupcom miejscowym. Prawo to na korzyść Torunia ustanowił jeszcze r. 1351 mistrz krzyżacki Kniprode. Kraków otrzymał prawo składowe od kr. Ludwika w r. 1372. Kupcom węgierskim i śląskim, wiozącym towary do Polski, nie wolno było mijać tego miasta. Oświęcim miał przywilej od Mieczysława ks. opolskiego z r. 1291 na skład soli i ołowiu. Sandomierz posiadał dwa przywileje z lat 1236 i 1366 na skład soli i śledzi. Lwów miał przywilej z r. 1387 od kr. Jadwigi na skład soli.

sobota, 5 listopada 2011

Stańczyk Jana Matejki.


Pierwotny tytuł to „Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska”. Jest to oczywiście błąd, bowiem ówczesną królową Polski była jeszcze Barbara Zapolya. Obraz namalowany w 1862 roku przedstawia Stańczyka, nadwornego błazna Zygmunta Starego. Scena rozgrywa się w 1514 roku, po odbiciu przez wojska moskiewskie Smoleńska (o czym informuje leżący na stole dokument). Za oknem z lewej strony widzimy kometę będącą znakiem przyszłych nieszczęść, a z prawej strony fragment balu u królowej Bony. Elity bawią się, i tylko błazen jest świadomy długofalowych konsekwencji upadku Smoleńska.

środa, 2 listopada 2011

Janusz Korczak - cz. I.


Henryk Goldszmit - zdjęcie z lat szkolnych.


Janusz Korczak (Henryk Goldszmit) był pedagogiem absolutnym. Swojemu powołaniu poświęcił wszystko, a wierność wyznawanym zasadom przypłacił życiem, idąc dobrowolnie na śmierć z powierzonymi sobie dziećmi. Wychowany na styku dwóch kultur jest jedną z najpiękniejszych postaci polskiej i żydowskiej historii.
Urodził się 22 lipca 1878 roku w Warszawie, w rodzinie adwokata żydowskiego pochodzenia Józefa Goldszmita. Młody Henryk wybrał karierę lekarską. Ukończył studia medyczne na Uniwersytecie Cesarskim w Warszawie. Zaliczył podczas nich praktykę w Szwajcarii, gdzie zapoznał się z działalnością uznanego wówczas pedagoga Johanna Pestalozziego. Szczególnie zainteresował się dziecięcymi szkołami i szpitalami, oraz bezpłatnymi czytelniami dla dzieci i młodzieży. Jako lekarz wojskowy wziął udział w wojnie rosyjsko – japońskiej (1905 r), po której został awansowany na majora rosyjskiej armii. Po wojnie, w 1907 roku odbył kolejną praktykę w berlińskich klinikach dziecięcych. Po powrocie do 1912 roku pracował w Warszawie jako pediatra. Ubogich pacjentów leczył za darmo. Od bogatych rodzin pobierał wysokie honoraria. W tamtym czasie postanowił też, że nigdy nie założy rodziny. Chciał bez reszty poświęcić się swoim małym pacjentom. Trzeba tutaj zaznaczyć, że w ogóle nie akceptował znaczenia, jakie w polskiej i żydowskiej kulturze miała tradycyjna rodzina. Z drugiej strony był w tym poglądzie mocno niekonsekwentny, przyjmując w późniejszych latach wobec swoich wychowanków de facto rolę pełnego poświęcenia ojca.
W 1912 roku warszawskie Towarzystwo Pomocy dla Sierot ukończyło budowę Domu Sierot przy ul. Krochmalnej 92. Pierwszym dyrektorem tej placówki został Henryk Goldszmit. Naczelną wychowawczynią była Stefania Wilczyńska. Pierwszym wychowankami było 85 żydowskich dzieci.
I Wojnę Światową doktor Henryk Goldszmit rozpoczął jako młodszy ordynator dywizyjnego szpitala na froncie ukraińskim. Pracował następnie w przytułkach dla ukraińskich sierot oraz dla polskiego domu wychowawczego dla chłopców w Kijowie (prowadzonego przez Marynę Rogowską – Falską). Do Warszawy powrócił w 1918 roku, podejmując pracę w różnych szpitalach, a od 1919 roku ponownie w Domu Sierot (kierowanym do tej pory przez Stefanię Wilczyńską).
Początkiem działalności literackiej i publicystycznej był o publikowanie w warszawskich czasopismach różnych humoresek (krótkich opowiadań o żartobliwej treści). W konkursie na sztukę teatralną, ogłoszonym w 1898 roku przez Kurier Warszawski wystawił dramat „Którędy?”. Po lekturze powieści Józefa Kraszewskiego „Historia o Janaszu Korczaku i pięknej miecznikównie” Henryk przybrał literacki pseudonim Janasz Korczak. Błąd drukarni sprawił, że przeszedł do historii jako Janusz Korczak. W latach 1900-1906 współpracował z tygodnikiem satyrycznym „Kolce” oraz tygodnikiem społeczno – politycznym „Głos”. W styczniu 1904 roku rozpoczął w tym ostatnim publikowanie w odcinkach swojej powieści „Dziecko Salonu” (wydanej pod pseudonimem Hen – Ryk). Jego publicystyka dotyczyła rozległego spektrum tematów społecznych, obyczajowych i wychowawczych (zwłaszcza w kontekście pedagogiki dziecięcej). Był również tłumaczem kilkunastu powieści dla dzieci. W 1926 roku założył pismo dla dzieci Mały Przegląd (wydawane jako dodatek do Przeglądu), które redagował przez następne 4 lata. W tamtym czasie ów periodyk był wydawnictwem wręcz unikatowym.
Wraz z działalnością publicystyczną Henryk Goldszmit mocno angażował się w sprawy społeczne. W 1899 roku został przez władze carskie aresztowany za pracę w czytelniach Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności. W 1916 roku wszedł również w skład ścisłego kierownictwa Haszomer Hacair – żydowskiej organizacji skautowej. 

wtorek, 1 listopada 2011

Arsenał - epoka stanisławowska do Powstania Kościuszkowskiego - piechota liniowa cz. III.

Piechota według przepisu z 17 lipca 1789 roku. Od lewej: oficer regimentu Raczyńskiego, oficer regimentu Działyńskiego, szeregowy regimentu Królewicza w kolecie, szeregowy regimentu Królowej. Rys. B. Gembarzewski.

2 Regiment piechoty gen. adiutanta Wodzickiego z lat 1789-91. Od lewej: wyższy oficer w małym mundurze, oficer sztabowy w mundurze paradnym, szeregowy w kolecie letnim 1790-91 r., szeregowy w mundurze paradnym. Rys. B. Gembarzewski.

Oficerowie i szeregowy Regimentu Królowej 1792 r.
Rys. B. Gembarzewski.


Regiment Królewicza 1792 r. Od lewej szeregowy w płaszczu, w umundurowaniu
zimowym, letnim i w ubiorze koszarowym. Rys. B. Gembarzewski