niedziela, 16 października 2011

Bunt wójta Alberta 1312 r.

Władysław Łokietek. Rys. J. Matejko.


Bunt wójta Alberta 1312 r.
(Kroniki Jana Długosza)


Po oderwaniu od królestwa polskiego obszernej i znakomitej jego części, to jest ziemi pomorskiej, co wielce trapiło i zasmucało książęcia Władysława Łokietka, druga jeszcze spotkała go niepomyślność. Albowiem wójt krakowski, Albert, wraz z rajcami i magistratem miasta Krakowa, niechętny rządom i panowaniu książęcia Władysława, z przyczyny, iż wielkimi uciskał ich ciężarami i podatkami na prowadzenie ustawicznych wojen, którymi go napastowano, a nie powściągał łotrostwa złodziei i rozbójników, dla których drogi publiczne stały się niebezpiecznymi, z Bolesławem, książęciem opolskim, przez tajemne poselstwa i zmowy ułożył się o wydanie mu miasta Krakowa. Ten wiodąc do skutku uknowany zamiar, przybył ze znacznym wojskiem do Krakowa, gdzie zaraz otwarto mu bramy, a wójt, rajcy i mieszczanie przyjęli go z wielką czcią i przychylnością. Zamku atoli krakowskiego, którego załoga pozostała wierną książęciu Władysławowi, żadnym sposobem nie mogli do poddania się nakłonić. Zaczem obrawszy sobie na mieszkanie dom rzeczonego wójta Alberta, przyległy bramie św. Mikołaja, przez czas niejaki w Krakowie wysiadywał. Książę zaś Władysław, strapiony i zakłopotany tak wielkim niebezpieczeństwem, namyślał się, co miał czynić w tej ostateczności, która mu upadkiem zagrażała. A gdy wszyscy doradzali, aby jak najprędzej odparł niebezpieczeństwo, a zebrawszy wojsko, tak ze szlachty, jako i wieśniaków, miasto Kraków oblężeniem ścisnął, książę Władysław usłuchawszy roztropnej rady, ściągnął niebawem znaczną siłę zbrojną w celu oblężenia Krakowa; wprzódy jednak do Bolesława, książęca opolskiego, stojącego z wojskiem w Krakowie, umyślił wyprawić posłów, aby przez nich układać się o zgodę i hamować żądzę niewczesną opanowania cudzego miasta; sam zaś szedł za nimi z wojskiem, postanowiwszy oblec miasto i jego najezdnika, gdyby się mieszczanie poddać nie chcieli. Ci, gdy przybyli do Krakowa i Bolesławowi, książęciu opolskiemu, przełożyli zlecenia książęca Władysława, żądającego, aby z dziedzicznej jego posiadłości ustąpił, a iżby, przestając na swoim księstwie, miał sobie za hańbę i sromotę przybywać do Krakowa na płoche wezwanie mieszczan krakowskich i przywłaszczać sobie miasto mimo żyjącego Władysława i syna jego, Kazimierza, zrodzonego do następstwa. Aby poprawił swój błąd i odmienił zamiar, póki jeszcze między nimi nie zaczął się srożyć śmiercionośny Mars, i aby sam się w podobnym stawił położeniu, jaki by uczuł w sobie gniew i oburzenie, gdyby mu ojcowiznę jego wydzierano. Jeżeli zaś trwać zechce w swoim przedsięwzięciu, [Władysław] za większego uważać go będzie nieprzyjaciela niżeli wójta Alberta i mieszczan krakowskich, przez których do tej zbrodni został wciągniony. Bolesław, książę opolski, któremu nie tajno było, jakie przedsiębrano środki do zwalczenia go i wypędzenia, dał posłom odpowiedź skromną i pokorną. Powód przybycia swego do Krakowa i opanowania miasta składając na wójta i mieszczan krakowskich, oświadczał, że sam nie uczynił żadnego kroku nieprzyjacielskiego i siebie niegodnego, albowiem do Krakowa przybył za namową i prośbą wójta i tamecznych mieszczan. Gdy zaś wbrew obietnic, jakimi go łudzono, w osiągnieniu rządów widzi przeciwności, chętnie ustąpi, nie chcąc niczyjej obrazy ani krzywdy. Jakoż nie czekał nawet skutku odpowiedzi, obawiając się, aby go książę Władysław z swym wojskiem nie otoczył i nie zagarnął w niewolę lub do haniebnej nie zmusił ucieczki; ale zabrawszy z sobą Alberta, wójta krakowskiego, i niektórych mieszczan, którzy za swoje przestępstwo lękali się niechybnej kary, znając, jak ciężko zawinili, i nie mogąc spodziewać się przebaczenia, wrócił do Opola gniewny i zmartwiony, że uwierzył słowom rzeczonego wójta i mieszczan i na wstyd własny a sromotę wdał się w sprawę niewczesną opanowania miasta Krakowa. Książę zaś Władysław wszedłszy do Krakowa z liczniejszym niż kiedy indziej rycerstwa pocztem, wszystkie dochody wójtostwa krakowskiego, opłaty z młynów, jatek, sklepów, domów i innych miejsc, zamożne składy mających, zabrał i do swego książęcego stołu przydzielił. Niektórych zaś z mieszczan krakowskich, sprawców i przywódców buntu, na postrach i przykład dla drugich, aby się podobnej wystrzegali zbrodni, kazał pojmać i końmi włóczyć po ulicach, a potem wieszać albo w koło wplatać. Z domu zaś wójta sporządził grodek i przy bramie św. Mikołaja wieżę wybudował, w której straż zbrojną osadził, aby przy pomocy owego grodka i straży lud krakowski w wierności i posłuszeństwie snadniej utrzymał. Posądzono także, acz niesłusznie, Jana Muskatę, biskupa krakowskiego, z przyczyny iż był Ślązakiem z Wrocławia rodem, jakoby świadomy i współuczestnik rzeczonej zdrady, z wójtem Albertem i mieszczanami krakowskimi był w zmowie i zezwolił wyraźnie na usunięcie Władysława Łokietka, a wprowadzenie Bolesława, książęcia opolskiego; za co długie potem znosił prześladowanie na osobie swojej i dobrach swego Kościoła, ścigany nienawiścią, a nawet więziony przez książęcia Władysława, i nie mógł już więcej odzyskać zamku i powiatu bieckiego, które mu byli Węgrzy za rządów opata tynieckiego zabrali, acz później z nich ustąpili. Rzeczony zaś Albert, wójt krakowski, nie sądząc się nawet w mieście Opolu bezpiecznym, gdy i tam często tak od samego książęcia, jako i szlachty, i mieszczan, za zdradziectwo, którego się przeciw swemu prawemu panu dopuścił, nie tylko rozmaitego rodzaju obelgi, ale i długie wycierpiał więzienie, pełen smutku i żalu opuścił wreszcie Opole i udał się do Pragi, kędy z żoną i dziećmi nędzne życie prowadził, biedząc się równie swym niedostatkiem, jak i wyrzutami sumienia, a w częstych rozmowach potępiając zbrodnię, którą był przeciw panu i książęciu swemu Władysławowi Łokietkowi popełnił.
---------------------------------------------------------------------------------------
Fragment "Pieśni o pewnym wójcie krakowskim Albercie"


Natura niemiecka do tego mnie wiodła.
Niemiec gdziekolwiek stąpi swoją nogą,
Trzyma się stale zawsze tego godła:
Wszystkich poniżyć, nie słuchać nikogo.
Żaden natury swej zmienić nie zdoła


Rycerze Łokietka aby ukarać zbuntowanych Niemców sprawdzali ich znajomość języka polskiego. Kto powiedział prawidłowo „soczewica, koło, miele, młyn” uchodził cało. Kto się zaplątał „dawała gardło”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz